piątek, 17 sierpnia 2018

Miecze Europy

Sezon, sezon, i - nie licząc oczywiście jeszcze paru imprez, na które jeszcze jesienią z pewnością się wybierzemy - po kolejnym sezonie! Po przerwie można więc wrócić znowu do blogowania. Zanim się jednak wcielę w rolę kronikarza, z subiektywnym przeglądem tegorocznych wydarzeń, zabiorę Was na wystawę o bardzo ciekawym temacie.


Widzicie ten banner na murze Centrum Kultury Zamek? Musicie powiększyć zdjęcie - to "Miecze Europy"


Tytuł naprawdę wspaniały, podobnie zresztą jak książka, którą miałem przyjemność pożyczyć kiedyś od Dagra:


Publikacja Igora D. Górewicza to pięknie wydany album o całkiem ciekawej historii. Najpierw była wystawa, przygotowana w ramach projektu z użyciem środków unijnych. Za te pieniądze od różnych rzemieślników w całej Europie zostało zamówionych kilkadziesiąt replik, przyszłych eksponatów. Gdy spojrzeć na ich piękno, rozmach i wykonanie, trzeba przyznać, że forsy tej raczej tu nie zmarnowano. Na coś się w końcu nareszcie ta cała Unia przydała! Nie uprzedzajmy faktów, przed książką bowiem był film:


Film jaki jest, każdy widzi, a można go też obejrzeć na samej wystawie. Mnie osobiście się podobał, z wyjątkiem dwóch wczesnych ludków wyposażonych w karwasze i naparzających się bez pancerza, w przeszywkach. Poza tym można posłuchać, wykład jest jasny, ciekawy i dobrze pomyślany. Prócz tego w przeciwległym kącie ekspozycji czeka na zwiedzających prezentacja technologii produkcji głowni mieczowej. Nie będę jej tutaj wrzucał, zresztą nie znalazłem. Pójdziecie do CK Zamek i obejrzycie ją sami.


Z wystawy powstała książka: licząca 187 stron bogato ilustrowana, wydana na kredowym papierze publikacja. Znajdziemy w niej nie tylko fotografie eksponatów z wystawy, ale też, jak na dobry album przystało, mnóstwo rysunków (173 szt.) i całkiem sporo tablic (XXXI) opatrzonych komentarzem, tudzież przypisami. Rysunki przedstawiają oczywiście broń, jej budowę czy technologię wykonania głowni, jednak największą wartością są tu przerysy ikonografii z epoki z przedstawieniami miecza w rękach ludzi średniowiecza - i oczywiście nie tylko. Dobrym pomysłem jest też wplecenie w tok wykładu cytatów ze źródeł pisanych, dzięki czemu czytelnik może zyskać bezpośredni wgląd w postrzeganie tej broni w czasach jej świetności.


Żeby nie było tak słodko i entuzjastycznie - bo jeszcze ktoś by pomyślał, że dobrze się znamy z Autorem i nie walczymy na Wolinie po przeciwnych stronach! - warto wspomnieć o paru niedociągnięciach. Po pierwsze, przy niektórych rysunkach - przerysach z ikonografii, brak wyjaśnienia skąd pochodzi dane przedstawienie. Jedne są opisane świetnie, niezwykle dokładnie, nawet z podaniem przypisu do literatury, a inne - lakoniczne. Tu poziom jest dosyć nierówny, brakuje też spisu wszystkich ilustracji na końcu albumu. Z jednej strony to tylko drobny szczegół, który można wybaczyć popularyzatorskiej publikacji, z drugiej irytujący, bo właśnie tej konsekwencji w podaniu i opisie źródeł brakuje do ideału. Sprawa do uzupełnienia w kolejnych wydaniach...

To zdjęcie jest bardzo kiepskie - podobnie jak oświetlenie...

Po drugie dyskusyjny jest wybór eksponatów i ilość poświęconego im miejsca. To oczywiście sprawa bardzo subiektywna, jednak nie mogę się pogodzić ze zmarginalizowaniem miecza typu X wg Jana Petersena, który był w swoim czasie najważniejszym i najpopularniejszym rodzajem tej broni. To forma łącząca miecze wczesnośredniowieczne z "romańskimi" typami pełnego średniowiecza, której należał się przynajmniej jeden wydzielony podrozdział, a najlepiej tablica. 

Tablica co prawda jest. Tyle, że jako przykład miecza typu X Igor Górewicz wybrał akurat replikę wzorowaną na zabytku wyłowionym z Jeziora Lednickiego o głowni z napisem +VLFBERH+T. Szczytowe osiągnięcie warsztatów nadreńskich jest oczywiście warte zaprezentowania, jednak brakuje mi obok niego przykładu o wiele popularniejszej, prostej i surowej broni z półkolistą głowicą, narzędzia codziennej pracy szeregowego woja. Tej pięknego miecza zabrakło mi też niestety i na samej wystawie...

Asmund rozczarowany brakiem typu X...

Przyczepić można się takoż do formy czerwonych tablic, tak w książce jak w ekspozycji. Z jednej strony są świetne merytorycznie i dobrze rozplanowane, z drugiej ich agresywna i jaskrawa kolorystyka szybko męczy oczy, utrudniając skupienie się na treści. Zwłaszcza tablice informacyjne na wystawie mogłyby być bardziej czytelne i lepiej oświetlone:


Podsumowując i kończąc temat całego albumu, muszę się nieco wycofać i spojrzeć na wszystko z dystansu. Pomimo tych paru szczegółów całokształt wygląda wspaniale! Czytelnik dostaje do ręki solidny kawał wiedzy, w dodatku przystępnie podanej, prosto objaśnionej i pięknie zilustrowanej z pomocą źródeł pisanych i ikonograficznych. Wiedza ta jest aktualna i udokumentowana, tekst czyta się z przyjemnością choćby do poduszki. Warto też zwrócić uwagę na liczne a ciekawe ekskursy, gdzie omówiono tematy związane z produkcją mieczy, sposobem ich noszenia, techniką walki, zdobnictwem i kilka innych rzeczy. Wszystko to sprawia, że album pt. Miecze Europy to książka warta swej ceny, którą polecam każdemu i sam ją sobie kupię, gdy Dagrus zażąda jej zwrotu. Bez wstydu postawię na półce, w dobrym towarzystwie...


Jak książka się ma do wystawy? Ano, trochę za dobrze. Są tu chyba wszystkie miecze (?) wyszczególnione w albumie, które zobaczysz w gablotach. Ekspozycja zajmuje jedno duże pomieszczenie na parterze leśnickiego zamku.


Broń jest prezentowana wraz z uzbrojeniem ochronnym. Np. kolcza jest piękna, ale też będę złośliwy i dam Wam bojowe zadanie. Podejdźcie oto do szyby i obejrzyjcie dokładnie jak wyglądają kółeczka. Prawdziwy zabytek. Reko...

pochwy i zabawki - dla każdego coś miłego

Lubie miecze, wręcz kocham. Repliki przedstawione w książce wcale nie tracą przy bliższym poznaniu, są wykonane starannie, przyjemnie się je ogląda. Szkoda tylko, że gabloty z bronią wczesnośredniowieczną są słabo oświetlone. To oczywiście uwaga raczej do CK Zamek, nie chodzi mi nawet o to, że bloger nie zrobi tu sobie porządnego zdjęcia. Trudno się nawet ogląda!


Ktoś mógłby tu przyjść i powiedzieć, że tylko się wyzłośliwiam i szukam dziury w całym. Nieprawda! Wystawa jest dobra, ciekawa i warto obejrzeć. Warto to zrobić szczególnie, jeśli nie czytaliście przedtem książki Górewicza. Ja chyba zrobiłem odwrotnie, niż się to robić powinno: najpierw oglądasz wystawę, a potem kupujesz album. I taką kolejność polecam.


Nie będę więcej zanudzał i wrzucał tysiąca foteczek. O wiele lepsze są w książce, tu to zobaczysz na żywo. To nie materiał źródłowy, jedynie współczesne repliki ilustrujące rozmaite typy mieczy używanych przez wieki. Jest wszystko, począwszy brązu, przez Grecję, Rzym, barbarzyńców i okres wędrówki ludów, jest wczesne, jest późne i potem. Jest nawet ta sztaba fantasy ze zdjęcia w książce na końcu. Napiszę tu prosto, po chłopsku:

Czytałeś? Nie musisz przychodzić, choć oczywiście też możesz. Jeżeli więc masz jakieś wolne popołudnie i lubisz popatrzeć na miecze, to warto rozważyć tę opcję, żeby tu przyjść i obejrzeć...