Jestem już w Berlinie całe dwa tygodnie. Przez ten czas zadomowiłem się na tyle, że prawie wszystkie biurokratyczne procedury mam już na szczęście za sobą. Jutro jeszcze pójdę założyć niemieckie konto i złożę wniosek o zasiłek - znaczy Begrüßungsgeld, które należy się studentom zagranicznym z tytułu zameldowania.
No, ale od początku zaczynajmy: najpierw do ogarnięcia w Berlinie jest nie biurokracja, a S-Bahn i U-Bahn. Wysiadłem na Hauptbahnhofie (spolszczanie niemieckich nazw to takie moje słowiańskie neo-jidysz), skąd mając po boku Bundestag, a za plecami Reichstag należało przejść wzdłuż nadbrzeża Sprewy na Friedrichstraße, by znów wsiąść do pociągu. Bilecik za 2,30 eur kupujemy na strefy - są A, B i C - i ważny on będzie przez trzy godziny, bez względu na to ile przesiadek zrobimy po drodze. Jest też od tego wyjątek, bo jak słyszałem, bilet kupiony od kierowcy w autobusie także działa w ten sposób, ale...
...nie można później się cofnąć. Jak na wschodnim froncie!
plan za wikipedią, kliknij żeby powiększyć... |
Trzeba więc jechać po prostu do przodu i nie oglądać się za siebie. Około pół godziny takiej jazdy z dworca na Friedrichstraße - i oto wysiadamy przy Mexikoplatz!
I tutaj sprawdziły się narzekania Kurta Tucholsky'ego z 1919 r. na berlińską pogodę, które przerabialiśmy już na pierwszych zajęciach z języka: w Berlinie nie ma nieba! Same chmury, zupełnie jak gdyby słońce nie chciało na to wszystko patrzeć. A skoro go nie widać, to i się zorientować w czterech stronach świata zawsze będzie trudno. Tak trudno, że aż zbłądziłem, skręciłem w nie tę stronę - i zacząłem się cofać.
Na szczęście nie był to autobus, więc idąc na własnych nogach musiałem za swą głupotę zapłacić wyłącznie nadłożeniem drogi i dodatkowym czasem na dojście do naszego pięknego inaczej (cytuję;) Studentendorfu.
Na szczęście nie był to autobus, więc idąc na własnych nogach musiałem za swą głupotę zapłacić wyłącznie nadłożeniem drogi i dodatkowym czasem na dojście do naszego pięknego inaczej (cytuję;) Studentendorfu.
mój domek |
Wiemy jednak wszyscy bardzo dobrze, że o ile uroda sama w sobie jest kwestią dyskusyjną - a o gustach zaś przecie non est disputandum! - o tyle w ostatecznym rozrachunku liczą się przede wszystkim walory czysto użytkowe oraz...
...ciekawe wnętrze!
Pokoik jak pokoik, taka cela mnicha. Dobrze, że nie ma już zimy, bo do tej pory w nocy tak ciągnie od okna, że trzeba się w dresik ubierać. Kiedy tak siedzę samotnie pochylony nad biurkiem, stukając w klawiaturę mego komputera - to czuję się tu trochę jak jakiś Widukind spisujący historię swojego plemienia. To tyle jeśli chodzi o moją naukową bezstronność, tudzież obiektywizm...
Wróćmy już do pokoju: internet czasem jest, a czasem siedzę tak jak teraz we wspólnym - tu z kolei brak światła - gdzie zresztą prawie nikt nie bywa. Cały kompleks przeznaczony był podobno dla tysiąca studentów, a położony jest w naprawdę pięknej okolicy. I ten nasz jakże śliczny, modernistyczny campus jest już dziś zresztą zabytkiem. Zbudowano go przy wykorzystaniu pomocy z USA, jako inwestycję dla Wolnego Uniwersytetu, który powstał w zachodnim Berlinie po wojnie jako wolna od ideologicznych wpływów narodowego socjalizmu tudzież komunizmu uczelnia, wychowującą elity demokratycznych Niemiec.
A w takim osiedlu mieszkają pracownicy Bundestagu i administracji rządowej... |
O południowo-zachodnim Berlinie i okolicy Studentendorfu warto powiedzieć coś więcej. Dobrze ją zresztą poznałem, bo zanim udało mi się dopełnić wszystkich formalności związanych z immatrykulacją i otrzymaniem - jeszcze tymczasowego! - biletu semestralnego, dzień w dzień na uniwerek docierałem z buta. Idziesz na przykład sobie z placu Meksykańskiego ulicą Argentyńską, albo ze stacji Schlachtensee wracasz do domu i mijasz Hiszpańską. Tak tu swojsko...
Co widzisz? Ano, podobny jest ten Berlin bardzo do Wrocławia. Zupełnie jakbyś szedł u nas Koreańską wzdłuż tych wszystkich willi, albo i wzdłuż Powstańców i w tych okolicach. Względnie jak na Hallera, jeżeli oczywiście wyjdziemy z parkowej części miasta do tej bardziej miejskiej. Tylko centrum się różni, zresztą - na naszą korzyść.
Nie to, żebym narzekał. No bo powiedzcie sami, jak tu można narzekać mieszkając w zabytkowym campusie z internetem wliczonym w cenę czynszu, z darmową siłką, doskonałym dojazdem do miasta oraz Edeką i Aldim pod nosem, a dodatkowo jeszcze - z takim jeziorkiem tuż obok!
Jeziorko Schlachtensee |
Jest tu więc gdzie zakupy zrobić, jest też gdzie poćwiczyć, pobiegać wokół jeziora...
Jest jak podjechać do urzędu, gdzie trzeba się zameldować!
Bo właśnie, wracając do meritum, biurokracja i zbieranie zaświadczeń jest czymś, na co narzekają dosłownie wszyscy przyjeżdżający studiować na FU. Jak to nam jeden z profesorów wyjaśnił na wstępie - jest to coś czego nie rozumiemy, a co już od kilku dziesięcioleci każdy robić musi - zrobimy więc i my. Bez zbędnego myślenia.
Poniżej część praktyczna, kto nie chce niech już nie czyta...
Po pierwsze więc immatrykulacja, czyli dostarczenie wniosku z odpowiednimi załącznikami: w moim przypadku skan dyplomu, Learning Aggreement, zaświadczenie z uczelni że jestem doktorantem, fotka dowodu. Ubezpieczenie zdrowotne też trzeba zeskanować, a później wysłać gdzieś - lub komuś pokazać, do wyboru - by dostać zaświadczenie, że je posiadamy!
To zaświadczenie przedkładamy dopiero w biurze Erasmusa.
Co jeszcze? Jeszcze cała operacja z opłatami za bilet semestralny itp. - dostajesz specjalną kartę, płacisz w automacie gotówką i wyskakują kwitki. Te kwitki również załączasz do dokumentacji. Jeżeli masz już wszystko - to jest git. Dostajesz znaczy tymczasowy bilet i już możesz jeździć. Prawdziwy ponoć przyjdzie pocztą... ;)
To zaświadczenie przedkładamy dopiero w biurze Erasmusa.
Co jeszcze? Jeszcze cała operacja z opłatami za bilet semestralny itp. - dostajesz specjalną kartę, płacisz w automacie gotówką i wyskakują kwitki. Te kwitki również załączasz do dokumentacji. Jeżeli masz już wszystko - to jest git. Dostajesz znaczy tymczasowy bilet i już możesz jeździć. Prawdziwy ponoć przyjdzie pocztą... ;)
Kolejna sprawa, której nie można przegapić - to kurs językowy. Na test kwalifikacyjny trzeba się najpierw zapisać przez internet. Jest tam taki system komputerowy, do którego hasło dostaniesz przy odbiorze tego wniosku o immatrykulację, który wypełniałeś jeszcze w PL, a oni Ci go znów oddają na spotkaniu po to, żebyś oddał wszystko wraz z załącznikami (patrz wyżej) przy okazji immatrykulacji :) Po teście pozostaje tylko jeszcze zameldować się koniecznie na odpowiedni kurs.
No i też urząd miasta: istnieje w Niemczech bowiem obowiązek meldunkowy. Aby go wypełnić - 14 dni na to masz - musisz im pokazać swój Mietvertrag i wypełnić odpowiedni papierek. Później tylko odczekać swoje w kolejce - jak to prosto teraz brzmi! - i już oficjalnie jesteś Berlińczykiem.
Gratuluję serdecznie, po zasiłek zgłaszamy się z odpowiednim formularzem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz