poniedziałek, 20 maja 2013

Moja tarcza z dartych desek... Reaktywacja!

Niektórzy może pamiętają, jak praca nad deskami utknęła mi na etapie obróbki. Siekierą. Efekty były takie, że wyszły deski dość proste, ale dwa razy grubsze niż powinny, a było ich nie dwakroć, lecz trzykroć za mało. Potrzebne było coś więcej, musiałem mieć lepsze narzędzia.

Tak oto pożyczyłem od Beinira ośnik, a że nie umiem pracować w drewnie i nie miałem pojęcia jak tego używać - prędzej się dorobiłem siniaków na brzuchu, niż jednej porządnej deski. 

W międzyczasie niektóre z pracowicie oddzielonych razem z Beinirem dranic pogięły się, popękały, wypaczyły i zdechły. No, a właściciel miał także nieco ważniejsze sprawy. I tak to szło. Lub leżało. Długo. Zdecydowanie najwięcej, ile zajęło mi zrobienie czegokolwiek. Bo w końcu, jak napisał Tolkien, to właśnie niezaczęta robota trwa najdłużej!


Zacząć ją znów na dobre - i w sumie od nowa! - mogłem dopiero w momencie, gdy Beinir natrafił gdzieś w necie na bardzo ciekawy przyrząd, zwany kobylicą. Dzięki tej podpatrzonej na rumuńskim youtubie ławeczce mogliśmy wreszcie dokończyć niezaczętą robotę.


Jak widać na załączonym obrazku, zasada jej działania jest dziecinnie prosta. Nogami napieramy na dźwignię, która przyciska nam deskę. A my ją jedziemy ośnikiem!

To oczywiście teoria, bo jeśli ktoś nie ma praktyki, to bywa całkiem ciekawie: a to za mocno przeciągniesz i za głęboko zajedziesz, to dźwignia się obluzuje, albo i nogi połamią pod naszą skaczącą ławeczką. Z ośnika też rączka potrafi spaść, a reguła jest taka, że końcowym efektem będą koślawe deszczułki pięć razy mniejsze od dechy, którą odrywaliśmy. I taki efekt jest dobry! Dla mnie przynajmniej wystarczy...


Naturalnie praktyka czyni mistrza i wczesnośredniowieczny, a i współczesny, rzemieślnik na pewno nie miałby większych problemów z prawidłową i szybką produkcją i obróbką odpowiednich dranic. Sami Słowianie Połabscy byli w tym doskonali!

Narzedzia ciesielskie z Połabia za: Ewald Schuldt, Der Holzbau bei der westslawischen Stämmen vom 8. bis 12. Jahrhundert, Berlin 1988, Abb. 2.

Wśród używanych przez nich narzędzi, prócz rozmaitych toporów oraz cioseł, mamy tu na obrazku klin, pobijaki, wiertło, tudzież ośnik właśnie. Ostatecznie udało mi się odedrzeć i obrobić łączne sześć zwichrowanych, nierównych deseczek - co widać bardzo wyraźnie, gdy leżą tak obok siebie na tle zielonej trawy: 


Mając takowy materiał zdecydowałem się pójść dalej i zacząć już coś z nim robić. Przyczyna - obok niecierpliwości i lenistwa oczywiście - jest tylko jedna. Nie mamy niestety porządnych i prostych pni. Deski wykonane są z drewna osiki, której słoje są nieszczęśliwie skręcone i co się dało z niej zrobić - widzicie właśnie w tym miejscu.


Wymiary migdałowatego kształtu, który mam zamiar uzyskać, będą wynosić maksymalnie 81 i 51 cm.

Kolejnym krokiem na drodze ku zakończeniu roboty będzie więc jego wycięcie i mocowanie konstrukcji. Biorąc pod uwagę, iż na przyleganie bocznych krawędzi desek nie ma najmniejszych szans, zrezygnowałem w ogóle z prób ich sklejenia ze sobą. Zresztą nawet gdyby ich brzegi były idealnie równoległe, to i tak po kilku mocniejszych kopniakach klej kostny by się pokruszył. 

Ażeby osiągnąć jakiś w miarę sensowny efekt przy sklejaniu, krawędzie desek musiałyby być ścięte pod możliwie ostrym kątem do ich powierzchni. Jest to po pierwsze zupełnie niewykonalne przy moich umiejętnościach, po drugie zaś i ważniejsze - po prostu niehistoryczne. Głównym spoiwem tej tarczy będzie więc co innego. 

Ja ją po prostu przeszyję...


Podobnie jak w przypadku tarczy z Triskom, deski będą znajdować się pomiędzy dwiema warstwami skóry. Poza tym, znowu jak w tamtym przypadku, amortyzować uderzenia będzie też warstwa trawy. Zamierzam użyć jej zarówno do zapchania szczelin pomiędzy deskami, wzmocnienia krawędzi tarczy, tudzież i wytłumienia obu stron.


 O tym w następnym odcinku. Na razie - trawa się suszy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz