Po długiej zimowej labie kronikarz bierze pióro, żeby nadrobić zaległości i uzupełnić luki w wiedzy ludności globu. Ja siadam do swego laptopa i ślepiąc się w na wpół zepsuty monitor spisuję wieści o tym, co dzieje się w PGD...
Zaczęło się dosyć dawno temu, jeszcze w starym roku. Pewnego październikowego dnia przyjęliśmy sobie takie założenie, że oprócz regularnie odbywanych na sali treningów będziemy w każdym miesiącu robić coś większego. Także poza sezonem. Nie mam tutaj na myśli żadnych festiwali, z frekwencją i skalą wydarzeń bywa całkiem różnie. Chodzi o zasadę, by robić coś ciekawego w okresie jesienno-zimowym.
Pierwsza rzecz to trening na Grodźcu, potocznie nazywany Banią u Pagana. Oprócz podnoszenia rogu z piwem ćwiczyliśmy unoszenie rogu z miodem i wznoszenie toastów. Na deser bieganie od zamku na dół i z powrotem, ćwiczenia siłowe w ramach rozgrzewki i walka. Dużo walki. Trening przed turniejem, trening po turnieju. Wieczorem i rano był z nami Wojtas z Żar i ładnie po swojemu przećwiczył naszych młodych. Być może nawet zbyt ładnie, bo teraz już nie przychodzą. Nie pierwsi i nie ostatni odpadli, płakać nikt nie będzie. Nawet mimo tak ciemnej i depresyjnej aury typowej dla końca roku. Trzeba ją było rozjaśnić!
W listopadzie w Lesie Osobowickim Chwalibóg pokazywał więc jak poprawnie rozbijać obozowisko, zebrać opał nawet kiedy jest mokro i rozpalić porządny ogień w sensownym miejscu, a w walce wykorzystywać przeszkody terenowe. W grudniu odwiedziliśmy Jarla na Althingu PGD.
Reszta jest tajna. Jak nasza misja na luty. O tym w swoim czasie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz