poniedziałek, 25 maja 2015

Tarcza z Łączyna: koniec!

Nie tak dawno pisałem o wykańczaniu mojej rekonstrukcji tarczy, której szczątki odnaleziono w połabskim Łączynie. Rzeczywiście, o mało jej wtedy całkiem nie wykończyłem - jak obodrzyccy możni swojego knezia Gotszalka w tymże samym grodzie...

Miałem z nią parę problemów, podobnie jak zresztą ze sobą. Zacznijmy od tego wspólnego, czyli od bezmyślności. Nią to się głównie kierując tak pewnie i konsekwentnie jak sam Bronek w kampanii, zaufałem pamięci i o ten raz jeden za mało spojrzałem do kompa. I źle żem dziury nawiercił pod nitowanie pętlicy. Pętlicy zresztą sznurowej, na którą się strasznie uparłem i pod nią to ustawiłem sobie wszystkie nity - odwrotnie niż w zabytku! W ogóle nie najlepszy miałem na nią pomysł, lecz poratował mnie Mścidrug, który zamieścił na fejsie rysunek swojego pomysłu:

Rys. Mścidrug, da się to powiększyć.

Jak widać jego koncepcja bardziej trzyma się kupy niż wszelkie moje wymysły, a przedstawiony w niej układ nitów i jego wykorzystanie do mocowania pasów faktycznie ma wiele sensu. I na tym się z grubsza oparłem, sam nieco też pomyślawszy. Pierwszy więc problem odpada.

Drugim były nity.
Użyłem wówczas stalowych, bardzo niepoprawnie. Skąd wziąć nity miedziane? Różnie próbowałem. Kupiłem więc na allegro miedziane i nawet mosiężne - jednak za krótkie były. Szukałem poza allegro, fachowców pytałem. Usiłowałem przedłużyć trzpienie poprzez kucie, a wreszcie zdesperowany szukałem po rzemieślnikach i zamieszczałem daremnie posty na fejsiku. Odzewu żadnego nie było, to wziąłem się za to samemu. 


Podgrzałem więc na kuchence pręt miedziany, szóstkę. I rozklepałem na końcu. Wyszło dość zachęcająco, lecz trzpień się giął i rozbijał. Zastosowałem zatem rurkę, skądś wygrzebaną w garażu.


Średnica jest taka sama, więc nity krzywe nie wyjdą. Rozkułem...


...i wyszło to wszystko tak ładnie, jak nigdy bym nie podejrzewał:


A teraz powtarzamy całość tyle ile trzeba i mamy już komplet nitów gotowych do dzieła!


W ten sposób można zacząć dodawać pętlice...


...tudzież i pas nośny...


...a potem załatać dziury po źle umieszczonych nitach:


Dzięki temu już mamy skończoną robotę, a tarczę czeka dość długi i szczęśliwy żywot. O ile mi jej ktoś w bitwie czasem nie wykończy...

Klikaj, powiększaj - promocja: 100 kilo (bajtów) gratis!

Osobną kwestią jest oczywiście oklejenie wewnętrznej strony materiałem. W swoich komentarzach Mścidrug uznał to za błąd, ale jeżeli przyjrzeć się dobrze np. szkicowi z publikacji Biermanna i Goßlera...

Szkic wewnętrznej strony pozostałości tarczy za Felix Biermann, Norbert Goßler, Handel und Handwerk in der früh- und hochmittelalterlichen Westprignitz, Wiesbaden 2013, s. 220, Abb 11, 2.
[POWIĘKSZAJ W TE PĘDY!]

...to widać, że spod pierwszej grupy nitów wystaje jakieś włókno. Ja na początku myślałem, że może to pozostałość po oderwanej sznurowej albo łykowej pętlicy. Stąd pomysł na ten dziadowski uchwyt, który był w pierwszej wersji:


Jednakże równie dobrze mogła to być po prostu resztka płótna wyściełającego wnętrze tarczy. Dlatego właśnie uważam, że chociaż wyklejenie tej strony materiałem nie musi być poprawne, to jednak na sto procent nie jest także błędne. To jedna z paru opcji, w jaki można to zrobić. Teraz wybrałem taką, kiedyś może inną.


Na tym się kończy przygoda z wykańczaniem tarczy...

niedziela, 3 maja 2015

Muzeum archeologiczne w Krakowie

Wykorzystując majówkę udało mi się odwiedzić muzeum archeo w Krakowie. Po co tam się przychodzi, jest raczej oczywiste:


Co jeszcze możemy obejrzeć?

Z zewnątrz budynek wydaje się wielki, otacza go przepiękny ogród (wstęp tylko 1zł!) i robi to wszystko wrażenie, tudzież i nadzieję na muzealną przygodę porównywalną z Berlinem. Witajcie w królewskim grodzie! Nie ma co gadać - wchodzimy...

Zacznijmy od całkiem przyjemnej wystawy karykatur na temat archeologii i około tego:


Czasem się człowiek uśmiechnie, niekiedy - pośmieje. A potem zmiana klimatów na (jeszcze!) bardziej grobowe i czas na czasową wystawę o starożytnym Egipcie. Kilka sal z mumiami w różnych konfiguracjach, rozmiarach, tudzież kształtach. Do tego trochę całunów, worek rzymskich monet i nieco ciekawych drobiazgów. Oprócz tego jest mała kanciapa poświęcona Peru i salka z makietami cmentarzy wojennych dla żołnierzy poległych przed wiekiem. Nie nasza na pewno to bajka...


Nasza zaczyna się za to z początkiem stałej wystawy. Chodźmy więc do pierwszej sali! Możemy tam sobie zobaczyć małe gumowe zwierzątka żyjące w różnych epokach. Prócz tego zasuszone rośliny i znaleziska w gablotach. Porządek w jakim zostały rozmieszczone przewija się przez całą wystawę, a wszystkie zabytki są ułożone chronologicznie i zgodnie z etapami rozwoju cywilizacji na małopolskiej ziemi. 


Nas z tego obchodzą dwa, oznaczone symbolicznymi liczbami lat 800 i 1000 po narodzeniu Chrystusa.


Jak widać nie jest tego wiele, choć mógłby mi się ktoś tutaj odciąć, że liczy się jakość - nie ilość. Faktycznie, znajdziemy tu piękny składany sierp (koser), drugiego pieszczoszka muzeum, celebrytę znanego z plakatów i straganów na Rękawce. Na pewno warto je odwiedzić (muzeum, stragany kiedy indziej!), aby podobnie jak muzułmanin Mekkę, przynajmniej raz w życiu zobaczyć posąg tzw. Światowida ze Zbrucza. A przy okazji ten sierp...


W następnym korytarzu zobaczymy narzędzia służące zdobywaniu pożywienia i codziennej pracy. Do tego są też obrazki podświetlane z tyłu. Pomysł może i dobry, gorzej z wykonaniem. Widać, że ta ekspozycja sama należy już do historii muzealnictwa i pewnie jest zabytkiem epoki PRLu.

Zdecydowanie lepiej prezentuje się kolejna sala, na której możemy podziwiać figury woskowe. I naturalnie nie nagie, lecz w ciekawych strojach. Należy się tu pochwała za dbałość o szczegóły, a same eksponaty są też względnie nowe. Poznać to można po krajkach, bo taką jak nasz wąsaty przodek ma przyszytą do płaszcza, kupiłem parę lat temu na festiwalu w Braniewie...


Oprócz figur mamy tu też makiety, niekiedy bardzo ładne. Możemy na nich obejrzeć jak dawniej żyli ludzie, przechowywali jedzenie i budowali chaty. Czasami nawet coś więcej...

Potem już zaczynamy zbliżać się do końca, więc mamy salę pochówków. Jest tam też kilka gablotek ze skromną liczbą zabytków. 


 I wreszcie - sam gwóźdź programu. Słynna statua ze Zbrucza:


Każdy powinien choć raz ją zobaczyć, podobnie jak Arkonę. Ja zawsze tego pragnąłem, przynajmniej odkąd za łebka zacząłem sobie grać w Polan:


Kto jeszcze pamięta tą gierkę?
Przypomnę Wam zatem coś jeszcze. Po pierwsze, że ten tzw. Światowid to tylko wymyślona nazwa, której nie ma w źródłach, a sam posąg ze Zbrucza podpisany wszak nie jest. Po drugie, co do słowiańskiego charakteru tego znaleziska są dzisiaj bardzo poważne wątpliwości. 

Mi osobiście podejrzany wydaje się zwłaszcza kształt broni, którą ma bóstwo (?) u boku. Jest ona lekko choć wyraźnie zakrzywiona i wisi przy pasie na rapciach, w pochwie posiadającej dwie czworoboczne ryfki. Po stronie ostrza (?) widoczny jest mały jelec z okrągłym zakończeniem. Po drugiej stronie też można dopatrzyć się jelca, którego wyobrażenie jest jednak trochę zatarte.

Moja bardzo subiektywna, powierzchowna i niepoparta głębszymi studiami opinia jest taka, że nawet na tamtych terenach była to broń raczej mało słowiańska. Przynajmniej w IX-X wieku. Takie odnoszę pierwsze wrażenie, choć specjalistą od Słowian Wschodnich nie jestem i żeby powiedzieć coś więcej lub bardziej zdecydowanie, musiałbym wiele doczytać.

W poszukiwaniu poważniejszych argumentów warto zajrzeć najpierw na Archeowieści i samodzielnie podrążyć ten temat. Tu nie chcę niczego rozstrzygać ani sugerować, a jeśli ktoś potrafiłby powiedzieć coś o tej broni, to chętnie zamienię się w słuch.


Jakby nie było, warto odwiedzić Muzeum Archeologiczne w Krakowie, żeby ten posąg zobaczyć. Po za nim nie ma tu wiele i, przynajmniej jeżeli chodzi o wczesne średniowiecze, nie umywa się ono do Łodzi i do Wrocławia. No, ale jak się ma samego (tak zwanego!) Światowida, to więcej nie trzeba się starać...

Przykro mi nawet to pisać, choć skoro zacząłem to skończę. Bo nie dość, że zabytków z naszej ukochanej epoki jest tu jak na lekarstwo, to jeszcze są źle opisane. Dowiemy się zatem na przykład, że jakiś kabłączek skroniowy jest właśnie skroniowym kabłączkiem i... to będzie właściwie na tyle. Gdzie miejsce znalezienia i jakieś datowanie?


Być może w przewodniku dźwiękowym, który kosztuje 5 zł. Można się wykosztować, nie powiem, wziąłbym to sobie. Problem w tym, że przy kasie ciężko się zorientować iż coś takiego istnieje, a w środku jest już za późno. Więc wszem i wobec ogłaszam: bierzcie przewodnik dźwiękowy. Inaczej nie liczcie za bardzo, że czegoś się bliżej dowiecie o wystawionych zabytkach...