Po wakacyjnej przerwie powracam do pisania.
Dzisiaj kolejna część luźnego cyklu o sprzęcie. Wiecie, on się zużywa. Trzeba go czasem wymieniać, naprawiać, kupować nowe rzeczy. Mogę tu wspomnieć o spodniach, szytych z prostokątów i wąskich jak w ikonografii. Mają już swoje za sobą i parę strategicznych łat w miejscu, gdzie plecy szybko tracą swą szlachetną nazwę. Pasek ze Starogardu świetnie do nich pasuje:
Do tego kupiłem sobie skarpetki naalbindingowe, w okazyjnej cenie. I taką samą czapeczkę.
Topór jest pożyczony, ale dobrze widzicie, że lepiej się nieco ubieram. Jestem w starszej Drużynie, pełnię urząd skarbnika i mogę sobie pozwolić na zielony jedwab. Kupiłem ostatnio też koser, który każdy Drużynnik powinien mieć w swoich sakwach. Do tego elegancka łupkowa osełka, i razem z nożem i krzesiwkiem mamy już niezbędnik.
Podobnie jest z uzbrojeniem, kolcza już nitowana, kółeczka nit-sztanca, szósteczki, jak w Starogardzie Wagryjskim.
I nowy hełm żebrowy z piękną kolczą podwieszką:
To wszystko są fajne rzeczy, o których warto tu wspomnieć, ale nie pisać osobno. Moje pantofle z Gross Raden są w stanie przedagonalnym, muszę już uszyć drugie, na razie odłóżmy to na bok.
Dziś będzie o rękawicach! Błędów i błędów ciąg dalszy. I zero rekonstrukcji. Oto moje najstarsze, całkiem dobre i sprawne. A właściwie - Ona. Dokładnie zresztą jedna. Walczyłem w niej na Wolinie, co widać nawet powyżej na załączonym obrazku. Z bliska wygląda tak:
Uszyłem ją ponad 10 lat temu, na bazie rękawicy spawalniczej. Na nią poszła filcowa (?) wykładzina podłogowa, pod którą naładowałem ścinków jakichś szmat. Oprócz tego wszyłem lnianą poduszkę wypełnioną gręplowaną wełną i całość obszyłem skórą. Znaczy się, tymi łuskami. Porządna podeszwówka, nieraz woskowana. Przetrwała do dziś w niezłej formie...
...jednak jeśli zajrzymy na wewnętrzną stronę, ujrzymy prawdziwy ChAoS. Tam właśnie się najpierw przetarła, dziś składa się z samych łat. Dobrze chroni rękę, jednak jest dosyć ciężka i niezbyt wygodna. Nie mówiąc o tym, że brzydka. Długo myślałem o tym, czym chciałbym ją zastąpić.
W grę wchodziły rękawice policyjne, antyterrorystyczne, takie co na kiboli, czy coś w tenże deseń. Jednak takie zabawki są okrutnie drogie, a te, co je przymierzałem, wcale nie były też jakieś szczególnie rewelacyjne. Dlatego zdecydowałem się kupić hokejówkę. Tylko jak ją przerobić? Jak to? Jeszcze brzydziej!
Zacznijmy od tego, że dla wczesnego średniowiecza rękawice bojowe - podobnie jak i karwasze! - są całkowicie niehistoryczne. Dwupalczaste rękawice kolcze pojawiają się dopiero na przestrzeni XII wieku, jednak nie występują samodzielnie, a jako przedłużenie rękawów coraz dłuższej kolczugi. Takie pancerze nosiło zamożne rycerstwo, łącząc je zazwyczaj z kolczymi nogawicami.
Rycerz z XII w. za Andrzejem Nadolskim, Broń i strój rycerstwa Polskiego w średniowieczu, Warszawa 1979, s. 65. |
To oczywiście nie dla nas. Wczesne średniowiecze na Połabszczyźnie obejmuje naturalnie XII stulecie, tyle że te najnowsze osiągnięcia techniki wojskowej trafiały po pierwsze w ręce książąt Rzeszy i margrabiów, a jeśli miał je ktoś spośród naszych, to musiał chyba należeć do najmożniejszych kneziów.
Jakichś jednak rękawic we wczesnym potrzebujemy, bo zawsze to bardzo przyjemnie wszystkie swe palce posiadać. Jakie mamy wyjścia? Możemy uszyć coś takiego jak ja na początku: byle z "historycznych" materiałów, coby nie kłuło złem w oczy. Chociaż te obrzydliwe łuski i żałosne łatki...
Brakteat margrabiego miśnieńskiego Ottona Bogatego, 1170, w zbiorach Bode Museum w Berlinie. Rękaw krótki, czy długi? Oto jest pytanie! |
Jest to konieczne ustępstwo wobec mrokokoko, podobnie jak tępe miecze i ochraniacze na szczękę. Ideałem byłoby jednak stworzenie rękawic ochronnych, które z zewnątrz wyglądałyby jak rękawiczki zimowe - zrobione z wełny lub filcu, albo np. futra. Futrzane rękawiczki znamy zresztą z Połabia:
Rękawice z Ralswieku za Joachimem Herrmannem, Die Slawen..., VIII-IX w., s. 288, Abb. 136. |
Podobny efekt spróbowałem uzyskać obszywając hokejówkę - a hokejówka jest dokładnie tak samo niehistoryczna jak każda "wczesna" rękawica bojowa obszyta skórą-podeszwówką! - filcem od Wojmira. Nie wyszło, jak widać, najlepiej. Wizualnie rękawica prezentuje się strasznie, gdyż jest po prostu za duża:
Na to nic nie poradzę. Ma zresztą inne zalety. Po pierwsze zapewnia bardzo dobrą ochronę. To dla mnie absolutna podstawa, bo tymi rękami pracuję i już je zdążyłem polubić. Po drugie jest dosyć lekka, poza tym jej wewnętrzna strona zapewnia wygodny chwyt. Należy jednak dążyć do ideału, zatem po jakichś trzech latach postanowiłem ją zmienić. Mogłem, jak np. Mojmir, zrobić sobie pożyczkę z nieco młodszej epoki i uszyć taką z kolczugą. Porządną, nitowaną.
One wyszły mu świetnie, są lekkie i wygodne, ale jak dla mnie osłonę zapewniają zbyt skromną. Palców Ci nie obetną, ale dość łatwo połamią. Taka już ich uroda. Poszedłem inną drogą, o której już kiedyś słyszałem. To rękawice skórzane, które swoim wyglądem powinny przypominać codzienne, takie do celów cywilnych. Obszywasz wierzch styrogumą, pokrywasz to skórą - i jedziesz! Jak to wygląda w praktyce?
Zaczynamy od obrysowania dłoni na papierze i rozkrojenia skóry. Gdybym wcześniej pomyślał, obrysowałbym po prostu rękawicę spawalniczą. A tak, z entuzjazmem godnym lepszej sprawy wziąłem się za wyważanie otwartych drzwi. I, jak możecie zaobserwować na podstawie ilości wszytych w nią małych klinów, łatwo wcale nie było.
Koniec końców wyszła mi jednak całkiem zgrabna rękawiczka, idealnie dopasowana do dłoni.
Doszycie do niej styrogumy, gr. 10mm, nie było już niczym trudnym. To bardzo fajny surowiec, miękki i elastyczny, wystarczy lekko naciąć i elegancko się zgina.
Jak do tej pory wszystko szło szybko i sprawnie. Testowałem chwyt na mieczu i toporze, i dobrze leżały mi w ręku.
Schody zaczęły się przy pokrywaniu jej skórą. Nie chciałem, żeby była pofałdowana i zszyłem wszystko za ciasno...
...zostawiając jednocześnie nadmiar materiału na kciuku i przy końcu palca wskazującego.
Efekt czuć w chwycie broni, który nie działa jak trzeba. Z ochroną też nie ma szału, przetestowałem ją w praniu na Brzeźniku i otrzymawszy w bitwie standardowy strzał byłem zmuszony opuścić pole walki na jakieś parę minut. Nie tak miało być...
Z tego powodu zdecydowałem się zamówić krytą rękawicę u rzemieślnika. Wybór padł na Ryslava. Wziąłem tylko prawą.
Jest zrobiona w całości ze skóry, całkiem wygodna i zapewnia dobrą ochronę przed ciosami. Jestem z niej zadowolony. Chwyt broni ma bardzo pewny, jedynie do czego można się przyczepić to utrudniona praca nadgarstka. No, ale chodziło mi przecież o mocną i solidną rękawicę ochronną, a w takiej młyńców kręcić nie będę!
Z tego co udało mi się zauważyć, od strony wierzchu dłoni mamy grubą warstwę filcu, a potem najpierw cienkiej i później grubszej skóry. Co najmniej 5mm. Materiały jak najbardziej historyczne, a przy tym nie jest zbyt duża. Całość pokryta kolejną warstwą cienkiej skórki wierzchniej dobrze się prezentuje i sprawia oczekiwane przeze mnie wrażenie "cywilnej" rękawiczki. Co dalej? Ano, sprawdzimy ją w praktyce, niedługo już, na Bolkowie. Że co, że tu się poddałem? A Wasze niedoczekanie!
Wezmę ten swój eksperyment spruję i wybebeszę, na styrogumę naszyję jeszcze twardy plastik, a całość wykończę filcem albo nawet futerkiem. Tak, żeby wyglądało jak rękawice z Ralswieku. To w którejś z kolejnych notek...