niedziela, 11 grudnia 2011

Rozświetlamy mroki średniowiecza, czyli akcja znicz!



Trwają przygotowania do pierwszego zimowego przemarszu, a jako że w zimie szybko robi się ciemno - a przemarsz jest przemarsz - to i będzie nam też potrzebne jakieś źródło światła. Jak jednak je uzyskać z materiałów ogólnie uznawanych za historyczne?



Do dyspozycji mamy kije, szmaty, łój i wosk.  Szmaty wykonane oczywiście z naturalnych materiałów, choć z drugiej strony nie będę nikogo czarował, że są ręcznie tkane. Ot, coby się nie topiły i nie spływały po łapach. Zresztą... Może mnie Ragnar z Arkony na Rata-Tuska za to wrzucić!

Wracajmy zresztą do tematu: co można z tego zrobić? Po pierwsze z wosku można odlać świeczkę:


Takie źródło światła na pewno się przyda w obozie. Kilka woskowych świeczek - i już się robi klimat! Wosku można też nalać np. do kutej miseczki i zrobić coś w rodzaju znicza:


Knotów podpalamy tyle ile chcemy i mamy znowu dobre, małe źródło światła. Takiego lampionu nie weźmiemy jednak do ręki, a nawet jeśli się go uprzemy nieść przez rękawicę, to przecież choćby go i zaraz wiatr nie zdmuchnął - i tak nie oświetli drogi. Na szczęście istnieje łój!


Przy odrobinie dobrej woli z łoju także można zrobić świeczki, nie mówiąc już o lampioniku. Jednak podczas przemarszu o wiele bardziej przydadzą się nam pochodnie! Pochodnie zrobić - niby to żadna filozofia. Nawet Chwalibóg dał dziś radę...



Najpierw będziemy musieli pokroić cały łój na małe skwareczki i wytopić w garnku. Im drobniej pokroimy, tym większa wydajność wytopu. Teraz nawijamy szmatę ciasno na kijaszek, okręcamy ją mocno spełniającym bardziej rolę knota niż wzmocnienia konstrukcji sznurkiem i nasączamy gorącym, roztopionym łojem...



...gotowe! Zamiast tego łoju można naturalnie użyć wosku, jednak ze względu na jego cenę i przydatność do wielu innych celów - zwyczajnie szkoda go tracić. Łojowa pochodnia pali się zresztą lepiej i - na nasz dzisiejszy stan wiedzy - zdecydowanie dłużej.


Nasza wersja testowa, jak widać niezbyt wielka, paliła się ponad 40 minut, po czym zdecydowaliśmy się ją zgasić, gdy płomień zaczął się zmniejszać. Oczywiście im więcej warstw lnu nasączonego łojem, tym więcej paliwa i tym dłuższy czas działania pochodni. Przeglądając internet pod kątem pokazującej nam pochodnie ikonografii odkryłem też pewien patent: 

Miniatura z księgi godzinek, południowe Niderlandy, ok. 1500-1515 za: National Library of the Netherlands

Na załączonym obrazku widzimy trumnę, łopaty, liny i pochodnie. Pochodnie mają na górze coś w rodzaju knota - być może to koniec kija tak wystaje i za niego służy - i są okręcone nasączonym paliwem materiałem. W bardzo ciekawej proporcji! I to jest właśnie wyjście: okręcić kij szmatami na 1/3-1/2 długości, zapalić od góry i... płomień niech się tylko powolutku w dół przesuwa. 



A o tym jak się pochodniami mroki pogańskiego średniowiecza rozświetlało, napiszemy wkrótce...