poniedziałek, 14 września 2020

Dobre reko: hubka i krzesiwo

W dzisiejszym odcinku chciałbym przypomnieć tekst Sigurda na temat krzesiwek.



Człowiek odkąd tylko nauczył się wykorzystywać elementy otoczenia i tworzyć z nich narzędzia zaczął również używać ognia jako narzędzia. Poważną przeszkodą w eksploatacji tego dość niestałego zjawiska był fakt, iż jest on bardzo kapryśny i niestabilny. Szczególne trudności powodowało rozniecenie go i doprowadzenie go do stanu umożliwiającego chociażby przygotowanie pożywienia. 




Metody używane do wzniecania ognia ewoluowały na przestrzeni wieków pierwotnie zderzano ze sobą dwa krzemienie krzesząc w ten sposób iskry następnie wytwarzano ogień metodą tarcia, pocierano o siebie dwa kawałki drewna. Jednak w okresie kultury wikingów ogień rozniecano najczęściej przy pomocy trzech przedmiotów, były to:

Krzesiwo - najczęściej żelazny dobrze nawęglony pałąk którym uderzano o krzemień wytwarzając w ten sposób iskry. Najstarsze znalezione krzesiwa pochodzą z Dani i datowane są na drugą połowę X w.


Krzemień - powszechnie występująca na terenie całej Europy skała osadowa o nietypowych właściwościach, umożliwiających wytwarzanie iskier.


Hubka - materiał łatwopalny produkowany z nadrzewnych grzybów (tzw. hub) rosnących na drzewach buka, jodły i brzozy. Produkowano ją mocząc w odwarze z popiołu drzewnego, następnie miażdżąc i susząc. Często zamiast klasycznej hubki używano lnu preparowanego w taki sposób aby zwęglił się beztlenowo co w połączeniu z trocinami nadawało mu niezwykle łatwopalne właściwości.


Od rozniecenia ognia bardzo często zależało przeżycie całych komórek społecznych. Ogień dawał ciepło pozwalał przyrządzić strawę, odstraszał drapieżniki, ale miał też szerokie zastosowanie sakralne i militarne. W kulturze zarówno Słowian jak i wikingów przypisywano mu boskie właściwości.




-Sigurd 

źródła zdjęć: huba, krzesiwo, i krzemień: wikipedia.pl; hubka survival.strefa.pl

poniedziałek, 3 sierpnia 2020

Dobre reko: kije treningowe

Każdy z tu zaglądających zna chyba na własnej skórze stare, dobre i powszechnie używane na treningach trzonki od kilofa. Mają wiele zalet, jak chociażby ta, że nie niszczą ochraniaczy, są cięższe niż normalne miecze i nie zostawiają wżerów na hełmach. Zaraz, zaraz! Są cięższe niż normalne miecze? To jednocześnie zaleta, jak i poważna wada.


Z jednej strony, w myśl zaleceń Wegecjusza, powinno się ćwiczyć uderzenia sprzętem dwa razy cięższym niż normalna broń. Ma to na celu wyrobienie odpowiedniej siły, tak aby kiedy do ręki weźmiemy prawdziwe miecze, śmigać dwa razy szybciej i dwa razy mocniej. Z drugiej, podczas regularnych treningów ręka nawyka do kija: jego uchwytu, gabarytów i wszelkich ograniczeń ruchowych jakie narzuca swą masą. Znajduje to przełożenie na całościowy styl walki woja, który buduje swoje odruchy wedle wzorca nijak nie przystającego do zwyczajowych realiów walki sportowej praktykowanej na festiwalach i turniejach. Gubi się więc gdzieś konieczny w błyskawicznej wymianie ciosów stalową bronią refleks, paradoksalnie zanika też szybkość. Pomimo, że kij jest cięższy i nieźle wyrabia siłę, to przecież w czasie treningu człowiek dostosowuje się do większego wysiłku jaki musi włożyć w wyprowadzanie uderzeń kijami, przez co oszczędza siły podczas pojedynku. Efektem jest nieruchawość i zbyt defensywny styl walki. Jak wyeliminować ten problem?


Wstępem do dzisiejszego tekstu niech będzie poradnik Drużyny Grodów Czerwieńskich, której tym wpisem chcemy podziękować za bardzo fajny pomysł. Jak nam to wyszło w praktyce?


Jak widać, całkiem nieźle. Na zdjęciu gotowy miecz treningowy, wraz z jeszcze niedokończonym, który wymagał dosztukowania głowicy. A jakże toto powstało?


Kupujemy wałki poliamidowe i dwie sztuki rur calówek. Drukujemy instrukcję od Kniazia i pamiętając o złotej zasadzie, że "thrall nawet mądry - jest głupi" dokładnie zapoznajemy z nią wykonawców. Rury tniemy na plasterki. Informacja techniczna: picie bimbru dzień wcześniej nie zawsze pomaga w pracy...


...do tego dorzucamy kawałki prętów zbrojeniowych potrzebnych na jelec. Całość przekazujemy zaprzyjaźnionemu spawaczowi...


...który łączy ze sobą elementy jelców. W ten sposób mamy gotowe elementy rękojeści. Wykańczamy ją zgodnie z tym co pisał Kniaziu, tj. klinując jelec i głowicę wkrętami do drewna itp. metalowymi elementami, umieszczonymi mniej więcej równolegle do obejm.


Na koniec trzeba jeszcze spiłować trzpień rękojeści, tak żeby była owalna i nie obracała się w ręce, tudzież dla bezpieczeństwa zaokrąglić końcówkę. I nic już, tylko testować!


Mieliśmy okazję to zrobić na lipcowym obozie treningowym u Fradmara. Walczyliśmy tam żelazem oraz tymi kijami, w różnych konfiguracjach. Po dwóch dniach ostrego treningu nie złamał się żaden z nich. Jedyne ślady po walce przeciw toporom i mieczom, to takie niewielkie wżery:


Od tamtej pory używamy ich na cotygodniowych treningach i ciągle wszystko w porządku. Jak widać, poliamid jest tworzywem naprawdę nie do zdarcia i jeśli będę sobie kiedyś kupował nową kurtkę, wybiorę tkaninę z nim w składzie. Kije sprawdzają się w pojedynkach oraz większych starciach, są szybkie i walka nimi jest bardzo zbliżona do tego jak walczy się mieczem. Wygodne i poręczne, a przy tym wbrew pozorom również swoje ważą i można nimi uderzać z odpowiednią siłą. Da się nimi wykonać wszystkie ciosy z prędkością charakterystyczną dla broni stalowej, a dodatkową zaletą będzie mniejsze zużycie sprzętu treningowego. Brak wżerów i wgnieceń na hełmach po uderzeniach mieczami, mniej szczerb, przedarć i przetarć powodowanych przez metal, nie niszczy też tarcz w takim stopniu jak uzbrojenie ze stali. Czy nowy sprzęt jest bez wad?

Oczywiście, że nie! Nadaje się on świetnie do treningu walki z przeciwnikiem, jednak przy biciu worka lub opon zachowuje się inaczej niż kij zrobiony z trzonka od kilofa albo stalowy miecz. Przede wszystkim całość gnie się i sprężynuje, więc można się nieźle zdziwić dostając końcówką w czerep zaraz po wyprowadzeniu mocniejszego ciosu na oponkę. Na sucho więc i technicznie lepiej jest bić po staremu trzonkiem od kilofa.


Po drugie, trzeba uważać na metalowy jelec i mocujące go wkręty. Jeśli bijemy worek bez żadnej ochrony dłoni, to także może nas spotkać bolesna niespodzianka. Z tego powodu najlepiej ćwiczyć tym kijem w rękawicach. Trzecią sprawą jest absolutna konieczność walki w opancerzeniu. Przeszywka i ochraniacze to niezbędne minimum. W przeciwnym razie nasze ciało momentalnie pokryje egzotyczna mozaika siniaków, zupełnie nieporównywalnych z tym co można sobie zrobić tępym mieczem z metalu czy trzonkiem od kilofa. Bolesne jak cholera: ten poliamid ciągnie niczym pała ZOMO, tylko cięższa, dłuższa i...

Świeżo malowane

...czarna. To tyle. Miłej zabawy!

wtorek, 9 czerwca 2020

Dobre reko: kopalnie wiedzy

W ramach nowego cyklu sięgnijmy na chwilę do źródeł. Wiadomo, że nic nie zastąpi biblioteki i prac naukowych. A może jest droga na skróty? 

Jak mówił Elon Musk, właściwie to w pewnym sensie jesteśmy już cyborgamiŻyjemy wszak w takich czasach, że ogrom ludzkiej wiedzy zgromadzonej w ciągu wieków, którego nie jesteśmy nawet w stanie przyswoić, nosimy pod ręką w kieszeni. Problemem jest tylko nasza zdolność dotarcia do właściwych treści, tudzież ich zrozumienia. No, ale od czego tu jestem?



Z przyczyn cywilnoprawnych, tudzież i innych pokrewnych, pominę znany i lubiany pośród piratów portalik o wiadomej nazwie, która zaczyna się na ch... i kończy na ...uj. Czyżby przypadek? Nie sądzę! 

Przejdźmy do spraw poważniejszych. Wielce przydatnym portalem, na którym znajdziemy profile uznanych badaczy, ich artykuły i książki, jest academia.edu. Polecam założyć tam konto, co umożliwi śledzenie interesującej nas tematyki i dostęp do najnowszych badań.


Drugim adresem godnym polecenia jest znany tu chyba wszystkim katalog znalezisk archeologicznych stworzony dawno temu na forum wikińskim halla.


Trzecia, kapitalna wręcz, kopalnia wiedzy to baza stworzona przez Czcibora i Chruściela - tarcze w ikonografii wczesnego średniowiecza. Jej główną zaletą jest, oprócz ogromu źródeł, możliwość posortowania materiału według chronologii, terytorium, rodzaju przedstawionych tarcz, malunków umieszczonych na ich powierzchni, tudzież i innych detali widocznych na przedstawieniu. 


Punkt czwarty, z mojego połabskiego podwórka, to baza danych Schwerter des 8.-12. Jh., stworzona przez Uliego Bauera. Znajdziemy tam broń z obszaru Połabszczyzny oraz zachodniej Polski. Po kliknięciu na mapce otworzy nam się okno z najważniejszymi informacjami o danym mieczu, tudzież i jego rysunkiem. Nic, tylko korzystać!


Po piąte chciałbym polecić obszerny zasób źródeł ikonograficznych dotyczących wczesnośredniowiecznego stroju, fryzur i nakryć głowy, zebrany przez Mojmirę (Kram Szepczące Kruki, Drużna Grodu Horodna). Znajdziemy w nim materiały z całej Europy, a przy większości przedstawień komentarz z datowaniem. Niektóre zdjęcia wymagają jeszcze dodania opisu, całość jest przemieszana, ale poszczególne elementy tego zbioru na pewno mogą stanowić ciekawą inspirację i być punktem wyjścia dla dalszych poszukiwań lub argumentem w dyskusji.


Szóstą pozycją w programie są różne strony i blogi. Co polecam? 
Sięgnijmy do starszych rzeczy - jest oczywiście Marc Carlsson i jego zacna strona o szewstwie oraz ciuchach. Jest również przedpotopowa, ale oparta na solidnej literaturze, strona o tunikach ze Skandynawii. Od tego zaczynałem szycie swojego stroju!


Z kategorii blogi, sięgnijmy do projektu Forlog, Trollkony, ChruścielaCzcibora i Mścidruga. Jak łatwo zauważyć, są to blogi o bardzo rozmaitej tematyce, od Skandynawii po Słowiańszczyznę, dotyczą wielu różnych tematów, ale łączy je jedno - odpowiedni poziom. Jako Słowianin z Połabia nie mogę również pominąć strony Ronny'ego Krügera, slawenburgen! Dorzucam bonus w postaci linku do klasycznego artykułu Pawła Rudzińskiego o tarczach.


Na zakończenie mam prośbę, jeśli komuś oczywiście chce się tu komentować. Wiadomo, że mój przegląd jest subiektywny i wybiórczy, a przez to z pewnością ma braki. Uzupełnijcie je! Wrzucajcie w komentarzach pod tą notką Wasze ciekawe linki do dobrych materiałów na temat źródeł dla odtwórców wczesnego średniowiecza. Aby nie zaginęły w otchłani internetu...

niedziela, 17 maja 2020

Dobre reko: tzw. topory duńskie, czyli typ M wg Petersena

Dziś zgodnie z zapowiedzią, z cyklu dobre reko, krótko a treściwie. Post o tzw. dunach, czyli poprawniej mówiąc toporach o żeleźcach typu M wg Jana Petersena lub II wg Andrzeja Nadolskiego. Oddajmy głos Halvdanowi:

Topory dwuręczne tzw. topory Duńskie - według ikonografii i znalezisk były zdecydowanie krótsze od obecnie powszechnie używanych w „REKO”. Tkanina z Bayeux przedstawia nam długość stylisk takich toporów od kostek lub prawie kolan do ramion lub oczu.

Znaleziska z terenów Polski i tu mam na myśli np. topory z Jeziora Lednickiego świadczą o długości około 120 cm. Na długość toporów wskazuje również np. pochówek z Köpingsvik (Szwecja) z XI w. gdzie żeleziec topora znajdował się na wysokości klatki piersiowej.


Pytanie dlaczego dziś duny mają niekiedy nawet 2 metry pozostawiamy bez odpowiedzi.
Wszystkim zdecydowanie polecamy świetny artykuł o toporach dwuręcznych na stronie:
http://sagy.vikingove.cz/two-handed-axes/…


źródła:
- Andrzej Kola, Gerard Wilke, Mosty sprzed tysiąca lat. Archeologiczne badania podwodne przy rezydencji pierwszych Piastów na Ostrowie Lednickim, Toruń 2000
-https://upload.wikimedia.org/…/0/…/BayeuxTapestryScene29.jpg

 Halvdan Ingvarsson i odpowiednia długość toporzyska. 

Po więcej informacji odnośnie toporów odsyłam do posta:

poniedziałek, 4 maja 2020

Maska z Hedeby

Co tu dużo ukrywać - ostatnio maski są w modzie! Nie wiem czy ta akurat uchroni mnie przed mandatem, bo raczej nie przed zarazą, ale przed chłodem na pewno: datowana na X stulecie filcowa maska z duńskiego emporium handlowego, wielkiego portu i wczesnego miasta Haithabu/Hedeby.

Maska z Hedeby, za blogiem Mścidruga

Ażeby niepotrzebnie nie przedłużać, zacytuję jej opis z fanpage'u drużynowego. Oto i notka Donara:


Jesteśmy dziś zmuszeni nosić maski dla bezpieczeństwa naszego i innych. Takie mamy ciekawe czasy. We wczesnym średniowieczu też noszono maski.

Pierwszym przykładem niech będzie raczej dobrze znana, ale warta przypomnienia, filcowa maska z Hedeby. Warto tu zaznaczyć, że Hedeby w IX-XI w były emporium handlowym i miejscem gdzie mogły się przenikać rożne kultury ówczesnego świata.

źródło: wpis Donara

Maska datowana jest na X w. i przedstawia pysk zwierzęcia (być może owcy, świni, byka albo jak ja wolę myśleć - niedźwiedzia). Inga Hagg twierdzi, że mogła być częścią kaptura, formą ocieplenia lub też mogłaby być noszona w walce. Neil Price podejrzewa, że służyła do rytualnych obrzędów, co łączy się z opisami Konstantyna VII z X w., który wspomina o rytualnych tańcach w skórach i maskach zwierząt. Do czego służyła naprawdę? Póki co nie wiadomo. Dziś, w dobie epidemii, świetnie nadała by się na reko festiwal, żeby nie dostać batów od straży grodowej. 🐗

W tym miejscu warto wrzucić link do fajnego bloga Mścidruga gdzie można znaleźć jego zdjęcie w rekonstrukcji maski http://bukowlas.blogspot.com/2014/…/hedebyhaithabu_7015.html

Drugi przykład to maska z Opola datowana na XI w. i wykonana z drewna sosnowego. Teza o jej zastosowaniu rytualnym jest dużo bardziej prawdopodobna niż maski z Hedeby. Po pierwsze została odnaleziona z wraz z podłużnym przedmiotem zakończonym głową kozy. Po drugie podobne maski były używane w obrzędach dziadów jeszcze długo po wczesnym średniowieczu.

Znaleziska z Hedeby wg Neil'a Price'a

Po trzecie, Kosmas w swojej kronice Czechów pisze:
"Także pogrzeby, które odbywały się w lasach i na polach, i korowody, które odprawiali podług pogańskiego zwyczaju, na dwóch i trzech rozstajnych drogach, jakby dla spokoju dusz. Także i bezbożne gry, które wyprawiali nad swoimi zmarłymi, tańcząc z nałożonymi na twarz maskami i wywołując cienie umarłych".

Zainteresowanych rozważaniami na temat słowiańskich masek rytualnych odsyłam do artykułu Pawła Szczepanika pn. „Maski w kulturze pogańskich Słowian Zachodnich. Atrybut rytualno-obrzędowy, czy fetysz religijny?”.

źródła:
1. Hagg, Inga (1984) Die Textilfunde aus dem Hafen von Haithabu. [The Textile Finds from the Port of Hedeby];
2. Neil Price (2002) The Viking Way: Religion and War in Late Iron Age Scandinavia;
3. http://www.vikingage.org/wiki/index.php… ;
4. https://www.academia.edu/…/Maski_w_kulturze_poga%C5%84skich…

Materiał szczęśliwie miałem pod ręką, a jest to pamiątka polskiego reko i zabytek sam w sobie, bo chodzi o filc wykonany ręcznie jakieś 10 lat temu przez Przema i Aśkę:


Dla uzyskania odpowiedniego koloru użyłem łupin cebuli: +10 do słowiańskości. Nie chciałbym tutaj rozstrzygać o etnicznej interpretacji tego znaleziska.

Zgodnie z ogólnym kontekstem należy dać pierwszeństwo postulowanemu w literaturze przedmiotu przypisaniu jej skandynawskim mieszkańcom duńskiego emporium handlowego, pełnego skądinąd przybyszów ze wszystkich stron świata, choć z drugiej i bliższej nam strony istnieją wskazane w poście Donara, a jednocześnie trudne do zignorowania, analogie z obszaru Słowiańszczyzny. Trudno też nie przypomnieć, że właśnie do Hedeby zostali w 808 r. przesiedleni przez króla duńskiego Godfreda kupcy ze zniszczonego najazdem tegoż władcy, a podlegającego książętom obodrzyckim emporium w Rericu nad Zatoką Wismarską.

No i - przecinek! - co z tego? Odpowiedź na to pytanie zostawiam Czytelnikowi...

replika maski obrzędowej z Opola za lucivo.pl

Nie wdając się w próżne dywagacje o "narodowości" kawałka starego filcu bierzmy się zatem do dzieła. Odcinamy pasujący kawałek...


...i wrzucamy do gara!


Kolor po farbowaniu wyszedł całkiem niezły.


Teraz naszemu misiowi wycinamy uszka, tudzież inne otwory, i formujemy mu pysk. Misiowi? Ano właśnie:


Wygląda bardziej jak baran, ewentualnie - świnia. W to ostatnie chcę wierzyć jako pancerny knur, aczkolwiek... 


...oceńcie to sobie sami. Pewnym odstępstwem od znaleziska, chociaż mym skromnym zdaniem usprawiedliwionym, są niezachowane w oryginale sznurki przytrzymujące maskę oraz...


...dookolne obszycie rozdwajającego się wzdłuż krawędzi filcu. W przeciwieństwie do zachowanych pozostałości zszyłem też ze sobą dolne krawędzie brody. W ten sposób konstrukcja jest sztywna i całość się nie rozłazi. Czy jest to poprawne wyjście? Nie wiem, ale na etapie przymiarek i dopasowywania wydało mi się logiczne, słuszne i konieczne. Bez tego raczej trudno byłoby ją utrzymać na twarzy. Może kiedyś przerobię?


Jak pokazuje rekonstrukcja zrobiona przez Mścidruga, świetnie się ją nosi razem z porządnym kapturem:

Fot. za blogiem Mścidruga 

Oprócz możliwych zastosowań obrzędowych, mogła zapewne służyć wojownikom i rabusiom chcącym ukryć tożsamość i przerazić ofiary, tudzież żeglarzom czy też w ogóle wędrowcom dla ochrony przed mroźnym wiatrem. Poza tym wygląda ona...

Kozioł, powiadasz?... :)

...zaprawdę mega kozacko!


PS

Jeśli chodzi o prace nad drugim tomem Wojskowości Słowian Połabskich, to idą pełną parą. Jest to olbrzymi materiał do opracowania, a w tej chwili uzupełniam go o, od niedawna chyba dostępną w sprzedaży, najnowszą literaturę, którą swoją drogą polecam:
Fred Ruchhöft, Arkona - Glaube, Macht und Krieg im Ostseeraum, Schwerin 2018.


Foka studiuje topografię dna Bałtyku w pobliżu Arkony :)

Powstają też już ilustracje, rysują się mapki. Jeszcze tylko poprawki stylistyczne, parę prac redakcyjnych, no i dobra okładka. Zapewniam, że jest na co czekać, a w ramach oczekiwania dobrze się będzie zapoznać - a może przypomnieć ją sobie? - z treścią tomu I. kto nie ma, najlepiej niech bierze bezpośrednio ze strony wydawnictwa Chronicon. Premierę planuję na Wolin...


PPS

Co dalej z tym moim blogiem?

Otóż zapowiadam, że wkrótce ożywi się bardziej. Jeśli śledzicie nasz drużynowy fanpage PGD, dobrze wiecie że można tam znaleźć wiele ciekawych tekstów na tematy historyczne i związane z odtwórstwem. Ażeby nie zginęły w odmętach internetu, pod hasłem DOBRE REKO i we współpracy z Drużyną Grodu Horodna będę zamieszczał tu wartościowe, merytoryczne posty naszych drużynników i przyjaciół.