środa, 25 września 2013

Połabie w obiektywie

Kończąc pisanie pracy - a to już jest końca początek - naszła mnie w pewnej chwili chętka na wspomnienia. Dzięki temu nie dość, że chwilę odpocząłem, to jeszcze wpadłem na pomysł, co będzie w kolejnej notce. Wrzucę więc kilka fotek ze słowiańskiego Połabia!


Na początek pójdzie konik ze Spandau, ze zbiorów Märkisches Museum w Berlinie. A skoro Spandau, to i muzeum w cytadeli i ichnia rekonstrukcja stroju słowiańskiego:


Tak oto nas postrzegają nasi zachodni sąsiedzi! Muzeum w Spandau nie jest zbyt ciekawe, ale można w nim znaleźć całkiem przyjemne żeleźce brodatego topora:


A skoro już o toporach mowa, to przeniesiemy się od razu do Groß Raden, gdzie w gablocie muzeum ucieszy nasze oczy jeszcze piękniejszy okaz z Behren-Lübchin.


W samej osadzie też jest całkiem ładnie, więc jeszcze parę widoczków:


...jak widać kiedyś to na Słowiańszczyźnie mieli porządne drogi, nie to co dzisiaj...


...nie mówiąc już nawet o mostach, te także niczego sobie.


Możemy się też przyjrzeć konstrukcji tunelu bramnego, którego palisadowe ściany są stabilizowane przez ramy z belek, osadzonych w klamrach. A tak brama grodu wygląda od wewnątrz:


Ślicznie jest w tym Groß Raden i można wczuć się w klimat. Tym bardziej, że z wału gródka możemy podziwiać widoki...


...a zaraz obok jest przystań i rekonstrukcja łodzi odkrytej w Ralswieku:


Wracając w kierunku muzeum miniemy jeszcze oznaczoną drogowskazem starosłowiańską piaskownię, a w samym budynku warty zobaczenia jest choćby i miecz z Vipperow, spoczywający w gablocie wraz z grotem włóczni z Behren-Lübchin:


Najpiękniejszym wspomnieniem z Połabia jest jednak bezapelacyjnie Rugia, i tam to udamy się w drogę!


Droga jak widać porządna, solidna i enerdowska...


...po drodze tylko wiatr, morze i piękne błękitne niebo...


...pomiędzy nimi zaś czeka - właściwie to wcale nie czeka, tylko powoli odchodzi - cel naszej drogi, Arkona.


Tak prezentuje się teraz grodzisko, którego obwałowania opiewał Saxo Gramatyk: 


Ta, położona na wyniosłym wierzchołku pewnego wzgórza [twierdza], od wschodu, południa i północy obronna nie sztucznymi, lecz naturalnymi obwarowaniami, stromymi stokami podobnymi do murów, których wierzchołka nie mogła dosięgnąć nawet strzała wypuszczona z machiny. Od tych też stron zabezpieczona była oblewającym ją morzem, od zachodu zaś zamknięta wysokim na 50 łokci wałem, którego dolna połowa zrobiona była z ziemi, a górna z drzewa zasypanego ziemią. (Saxo, lib. XIV, c. 39, § 2, tłum. Krystyny Pieradzkiej)


Podejdźmy od strony bramy. A strona nieprzypadkowa. Ażeby podejść do niej z kierunku przystani, trzeba było przejść równolegle do wału, trzymając oczywiście tarcze w prawej ręce. Powracając z Połabia na nasze piastowskie ziemie zatrzymajmy się jeszcze przez chwilę na Dolnych Łużycach: