poniedziałek, 27 czerwca 2011

Dania, dwa!

Zaległości mi się robią, nie tylko na blogu. Rzeczy do wrzucenia będzie zresztą mnóstwo, bo i się sezon zaczął. Tymczasem jednak dokończymy sobie fotorelację z pobytu w Aarhus. A konkretniej w duńskich muzeach. Skończyliśmy ją ostatnio na zamykających wystawę o epoce żelaza i Germanach kamieniach runicznych, będących zapowiedzią nie tyle nowej epoki, co innej wystawy w całości już wikingom poświęconej. A była to, opisywana także gdzie indziej sławna wystawa o siedmiu wikingach...

Fotek tych śpiących silikonowych wikingów, na których wydziaranych, owłosionych łapskach (i nie tylko!) wyświetlano filmiki zamieszczał nie będę. Raz, że nie chcę powtarzać relacji Asi i Przema, dwa że było to tak okrutnie obrzydliwe i obleśne, że wcześniejsze oglądanie zwłok bagiennych można przy tym nazwać bardzo ciekawym i przyjemnym przeżyciem estetycznym! Włochate toto, chrapiące, brakowało tylko żeby jeszcze śmierdziało. Mało tego, te tłuste silikonowe zombiaki zwyczajnie budziły agresję: aż chciało się nóż jakiś wyciągnąć i zadźgać ich wszystkich zanim się obudzą!

Zostawmy jednak noże, tym bardziej że swoim pięknym połabskim już się pociąć zdążyłem przy testowaniu łupkowej osełki na Drohiczynie. Oprócz tych siedmiu trolli do zarżnięcia było jeszcze w muzeum parę ciekawych rzeczy. Po pierwsze cała ekspozycja uporządkowana według różnych historii przypisanych do kilku małych przedmiotów (typu mieczyk, grzebień itp.), które dostawało się przy wejściu do muzeum. Każdy z nich położyć można było obok odpowiednio (utrudniając fotografowanie) ułożonych eksponatów, po czym zasłuchać się mogliśmy w opowieści duńskich kupców i wojowników z epoki wikingów. Opowieści tych streszczał Wam nie będę, zajmijmy się jednak paroma drobnymi przedmiotami:


Umieszczam je tu jako pierwsze nie bez powodu, tudzież satysfakcji. Pamiętajmy, że blogas nasz traktuje głównie o wczesnośredniowiecznej Słowiańszczyźnie Zachodniej, a zwłaszcza o Pomorzu i Połabiu. Stąd też mamy tutaj pochodzący z Reriku żelazny kluczyk, rogowy grzebień z Mechlina, oraz wykonaną z kwarcowych, krwawnikowych i szklanych (ten niby zielony) paciorków bransoletkę z Parchimia...



...a także pochodzące z Gross Raden naczynie typu Menkendorf...


...i kabłączek skroniowy z Anklam. Jak widać jest to srebrna rurka, pusta w środku.

W innej z kolei gablocie można było zobaczyć drobne znaleziska ze Starogardu Wagryjskiego

 
...a także trochę broni, w tym włócznię typu VI wg Andrzeja Nadolskiego,


...ostrogę, nożyk...


...i topór z Neu Nieköhr, który ze względu na zdobiący go wzorek polecam wszystkim poganom:


Eksponatów było oczywiście więcej, w tym naturalnie większość z życia Skandynawów. Oprócz różnych paciorków, wisiorków, brosz żółwiowatych, okuć, monet i naszyjników podziwiać można było także tematyczne sale poświęcone Bizancjum, Hildesheim, czy też Słowiańszczyźnie, obejrzeć przez szparę w płocie parę scenek z życia codziennego w Hedeby, a także zagrać w grę komputerową, za pomocą drewnianego rumpla sterując wikińskim statkiem wzdłuż szlaku od Waregów do Greków...

Ja jednak właśnie na tych znaleziskach z Połabia zakończę fotorelację z muzeum Moesgård. Ci, co o wikingach więcej chcą poczytać dobrze zrobią zaglądając na wspomnianego już, bardziej skandynawskiego bloga (mój jest turbosłowiański!), a jeszcze lepiej - do samego muzeum!

Wokół niego rozciąga się zresztą wspaniały park, a dalej wiejskie tereny, których wielką atrakcją jest nie tylko położony na pastwisku między owieczkami, by tak dziwacznie rzec, skansen grobowców...


...ale również prawdziwe, funkcjonujące (?:) in situ kurhany:



Mieliśmy też rekonstrukcję kultowej (bo tam pochówki były) chatynki z epoki brązu, w której chcieliśmy nocować podczas planowanej na później wyprawy w historycznych ciuchach,


...a także piękne morze, znad którego pozdrawiam,


...a przez które wybierzemy się w następnym odcinku do Muzeum Narodowego w Kopenhadze...
:)

piątek, 17 czerwca 2011

Starogard Wagryjski

Przy okazji przygotowywania prezentacji na archeo skrobnę coś o Starogardzie Wagryjskim. Dziś jest to Oldenburg in Holstein, jak widać nazwa zachowała swe znaczenie, choć kiedyś był to prastary gród słowiański, stolica plemienia Wagrów i klucz do władzy nad ich ziemią. A ziemia ta przez długi czas wchodziła w skład państwa Obodrzyców, jako jedna z jego czterech zasadniczych części.


Majdan Starogardu Wagryjskiego wg Europas Mitte um 1000


Sam gród położony był bardzo dogodnie pod względem strategicznym. Po pierwsze, leżał na mocno wysuniętym w głąb morza półwyspie, zapewniającym doskonałą kontrolę nad przechodzącym tamtędy odcinkiem południowo-bałtyckiej części wielkiego morskiego szlaku handlowego łączącego zachodnią Europę z Rusią Kijowską, Bizancjum i krajami arabskimi. Przebiegał on tutaj wzdłuż wybrzeża, co zapewniało zyski nie tylko leżącym po drodze emporiom handlowym takim jak Truso, Wolin, Menzlin, Reric, Hedeby czy później Szlezwig. Również siedziba władców jaką był Starogard mogła przy takim sąsiedztwie czerpać zyski z handlu i piractwa.

Także położenie grodu względem szlaków lądowych zapewniało z jednej strony pewne bezpieczeństwo, które daje położenie na uboczu, z drugiej zaś zapewniające zyski z handlu szlaki nie leżały znowuż tak daleko.


Położenie Starogardu Wagryjskiego na tle dróg lądowych, umocnień i puszcz granicznych za Karl Wilhelm Struve, Starigard-Oldenburg. Der Historische Rahmen w: Berichte der Römish-Germanischen Komission 69.


Od stałego lądu oddzielał go zresztą dodatkowo Rów Oldenburski. Był to system przeszkód terenowych wynikających z obniżenia terenu, a więc rzek, jezior, bagien i terenów podmokłych, szczególnie dobrze widocznych na tej mapie z XVII w. Warto zwrócić uwagę, że zarówno linia brzegowa, jak i sam Rów dawały dobre warunki dla potrzebujących schronienia żeglarzy. Zapewniało to naszemu grodowi atuty położenia portowego.

Położenie Starogardu Wagryjskiego na mapie z 1652 r., za Karl Wilhelm Struve, op. cit.


Nic więc dziwnego, że tak (aż za) dobrze położona siedziba miejscowego władcy czerpać mogła zyski z handlu, rzemiosła, hodowli bydła (fame itaque urbani ac fetore pecorum aggravati – Widukind III, 68) a także piractwa, któremu oddawał się szczególnie nawet ostatni przed zniszczeniem grodu w 1149 r. przez Duńczyków pan tego miejsca, Rochel (ydolatra et pyrata maximus, Helmold, I 69).

Jeśli już jednak mówimy o wierzeniach przedchrześcijańskich, to trzeba wspomnieć o tym, że gród miał też znaczenie kultowe. Tuż bowiem przed założeniem pierwszego biskupstwa, po pokonaniu pogańskiego księcia Żelibora w 967 r., Sasi znaleźli tam odlaną z brązu lub miedzi figurę "Saturna" (ex aere fuso, Widukind III, 68). Pod tym imieniem może kryć się wspominany w innych źródłach Prowe, bóg ziemi starogardzkiej, o którym pisze proboszcz bozowski Helmold (np. I, 84). 

Po pokonaniu Żelibora założono jednak biskupstwo, budując dla niego kościół. Jest on czytelny w materiale archeologicznym jako duży drewniany budynek, przy którym mieścił się mały cmentarz.


Pierwszy duży budynek z grobami obok wg Ingo Gabriel, Zur Innenbaung von Starigard/Oldenburg w: Berichte...


Był to oczywiście cmentarz chrześcijańskich elit, z którego pochodzi bardzo dużo ciekawych, małych znalezisk. To przedmioty zbytku takie jak fibule, kolczyki, okucia do pasów, broń a więc miecz, grot włóczni, ostrogi oraz powiązane z chrześcijaństwem drobiazgi w rodzaju licznych krzyży, czy też szczątków kościanego relikwiarza. Wiele z tych przedmiotów sprowadzono z dalekich stron, a więc z terytorium państwa Franków, Wysp Brytyjskich, Skandynawii czy nawet (jak ten kolczyk) z Bizancjum. Świadczy to nie tylko o rozległości kontaktów handlowych, lecz być może także o wieloetniczności Starogardu, w którym mogli przebywać obcy kupcy albo najemnicy.


Krzyżyk, j.w.

Kościół nie przetrwał zresztą długo, zmiotło go wielkie powstanie Słowian z 983 r. Do chrześcijaństwa powrócił dopiero w połowie XI w. Gotszalk, zamordowany zresztą szybko przez współziomków. Po krótkiej walce z innym pretendentem do władzy nad Obodrzycami, Budziwojem, wybrali oni Kruta, syna Gryna. Ten to rozpoczął złoty wiek państwa obodrzyckiego, o którym jednak nie będziemy się tu rozpisywać. Co ważne to to, że był on na początku właśnie panem Wagrii, więc i Starogardu. 

Panowie musieli oczywiście odpowiednio mieszkać, nie ma się więc co dziwić że drugim i o wiele trwalszym od kościołów typem wielkich drewnianych budynków były wzorowane na karolińskich palatiach rezydencje możnowładcze. Pamiętając o różnorodnym pochodzeniu oddających uroki starogardzkiej kultury dworskiej małych przedmiocików, nie będziemy chyba zdziwieni rozległością obodrzyckich kontaktów "międzynarodowych", w tym dyplomatycznych:


Położenie Starogardu Wagryjskiego na tle kontaktów połabskich elit z państwem Franków, j.w.


I chociaż ich najlepsze czasy minęły bezpowrotnie wraz z dość gwałtownie zakończonym panowaniem Kruta, to jednak prawdziwy kryzys zaczął się dopiero w 1131 r. Wtedy to po zamordowaniu Kanuta Lavarda, osobnika posługującego się kupionym za pieniądze od niemieckiego Lotara tytułem króla Obodrzyców, przez jego duńską konkurencję, uwolnione w ten sposób od obcej władzy plemiona Wagrów i Połabian uczyniły swym władcą księcia Przybysława pochodzącego z rodu Gotszalka.

"Końcówka do pasa mieczowego z anglo-karolińską ornamentyką zwierzęcą" - j.w.

Nie było to wydarzenie szczęśliwe, gdyż nie dość, że dzieliło i tak już zbyt słabe państwo Obodrzyców na dwie części, to jeszcze sam Przybysław miał w swoim, darowanym wyłącznie przez poparcie lokalnych elit, państwie niezbyt silną pozycję. Raz, że roszczenia do tronu wysuwali potomkowie Kruta, dwa, że plemię Połabian trzymało się ciągle na uboczu, zachowując swe dawne instytucje i wewnętrzną niezależność od nowego władcy.


Korzystając z okazji, jaką stworzyła śmierć cesarza Lotara i wojna domowa w Saksonii w roku 1137, władca próbował ratować się wyprzedzającym uderzeniem na Segeberg, pograniczną twierdzę Nordalbingów. Niestety, chociaż udało mu się spalić podgrodzie z kościołem i kaplicą, to jednak warowni zdobyć nie dał rady! Cóż więcej? Wojna, panie, wojna aż do podziału państwa w 1143 r. między grafa Adolfa i Henryka z Badewide. A potem to już tylko Krucjata Północna, zniszczenie grodu przez Duńczyków, niemiecka kolonizacja...

Porzućmy jednak tak smutno kończącą się historię i przejdźmy do archeologii.  

Samo grodzisko położone jest na wschód od stromej (15m) skarpy. Poza tym teren opada łagodnie. Tak to wyglądało w XVIII w.:


Mapa z XVIII w. za Karl Wilhelm Struve,op. cit.



Gród powstał w kilku fazach, a jego początek przypadał na przełom wieków VII i VIII, kiedy to na miejscu dawniejszej osady otwartej zbudowano szeroki na 140m gród pierścieniowy, poszerzając później jego wał do 20m. Na wschód od niego wyrosło otwarte podgrodzie, które jednak podobnie jak wschodnią część wału zburzono na przełomie VIII i IX w., gdy powstawał wielki gród o powierzchni ponad 3ha. Jego wał początkowo miał 12m grubości, by wskutek rozbudowy prowadzonej do wewnątrz osiągnąć z czasem szerokość ponad 20m.


Rozwój grodu za Ingo Gabriel, Torsten Kempke, Zur Abfolge der Befestigungen in Starigard/Oldenburg, w: Berichte...

Od zewnątrz oprócz stromej skarpy chroniła wał także głęboka na 2m i szeroka na 3m fosa. Podobny, choć węższy wykop biegł także do pewnego czasu wewnątrz obwodu wałów. Być może miał on służyć jako zbiornik wody, względnie pusta przestrzeń izolująca łatwopalny wał od takichże budynków?


Umocnienia Starogardu Wagryjskiego zrekonstruowane przez Joachima Herrmanna, za Slawen in Deutschland...

Nawet jeśli tak było, na nic to się zdało. Obserwując profile poprowadzonych przez wały wykopów 31 i 13 obserwujemy bowiem liczne warstwy spalenizny, będące świadectwem pożarów. Ich skutki próbowano potem naprawiać rozbudowując wały w kierunku majdanu i licując je od tej strony otoczakami. Niestety, nie bez powodu Duńczycy nazywali Starogard Brandehuse (Helmold, II, 13)...

Co dostałem? 4.5. Może dlatego taki smutny ten tekst. Mój polski zdecydowanie lepszy jest od angielskiego. Do tego z powodu niewiarygodnego pecha - manifestującego się ostatnio złośliwie jako grypa żołądkowa - nie mogłem dziś pojechać z Drużyną na Cedynię! 

Pocieszyć się mogę tylko tym, że w czasach swej świetności Starogard Wagryjski wyglądał właśnie tak:


Rekonstrukcja za Oldenburger Wallmuseum




-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Literatura:

Oprócz podanej pod obrazkami:

  1. Adam Turasiewicz, Dzieje polityczne Obodrzyców. Od IX wieku do utraty niepodległości w latach 1160-1164, Kraków 2004.
  2. Lech Leciejewicz, Miasta Słowian Północnopołabskich, Wrocław-Warszawa-Kraków 1968.
  3. Tłumaczenie Helmolda.
  4. Jest jeszcze podobno M. Müller-Wille, Starigard-Oldenburg. Ein slawischer Herrschersitz des frühen Mittelalters in Ostholstein, Neumünster 1991. Ale ja we Wrocku nie dotarłem.
  5. http://www.dmgh.de/
  6. No i oczywiście nieśmiertelny SSS. :)

czwartek, 9 czerwca 2011

Elementy stroju: tunika.

Jak po słowiańsku ją nazwać, doprawdy nie mam pojęcia. Kto ma pomysł, niech podpowie! Umownie można by ją też może określić jako szatę wierzchnią, o ile oczywiście nie pomylimy tego później z płaszczem. I zresztą - zwał ją, jak ją zwał - nie to jest najważniejsze. Ważne, że to istniało, że było zrobione z wełny, i że to w zimne dni Słowianin zakładał. Jak można było taką tunikę (nie mam przy sobie łacińskiej wersji Galla, ale warto sprawdzić czy używał akurat tego słowa!) nosić? Ano na dwa sposoby!

Po pierwsze tak jak ten Żyd z Ewangeliarza Gnieźnieńskiego, na lnianej koszuli:

Żyd z Evangelistarium Gnieźnieńskiego za Kultura Polski Średniowiecznej pod red. Jerzego Dowiata.

Nie jestem zresztą pewien, czy mnich-miniaturzysta nie zrobił tu błędu. W końcu o ile wiem, to Żydom nie wolno mieszać wełny z lnem. Oczywiście to tylko moja mała nadinterpretacja, bo niby jak udowodnisz co za materiał widać na obrazku?

Ano eksperymentalnie, bo przecież wełna gryzie i na gołe ciało, co byłoby drugim możliwym sposobem jej noszenia, wełnianej tuniki raczej nie założysz. Chyba, że deszczyk pada, albo i jest zima. Wtedy to gryzienie wełny wielką jest zaletą, bo w przeciwieństwie do mokrej lnianej szmaty przyklejonej do pleców - wełenka zawsze cię grzeje, nawet jeśli wcześniej przemokłeś do suchej nitki!

Św. Wacław za Kultura...

I nie, nie będę tu nikomu próbował wmawiać, że na tej ilustracji widzimy św. Wacława śmigającego w wełnianej tunice założonej na gołą klatę. Tego stwierdzić nie możemy, a biorąc pod uwagę jego status społeczny, to nawet raczej powinniśmy wykluczyć. Z pozycją danego osobnika w społeczeństwie wiąże się zresztą parę ciekawych cech stroju. Po pierwsze jest to ogólna długość szaty, co też najlepiej uzmysłowi nam znany wizerunek naszego nieszczęśliwego króla Mieszka:

Mieszko II i Matylda Lotaryńska za wikipedią :)

Nie trzeba nam też będzie odwoływać się ponownie do św. Wacława i tych jasno wyodrębnionych pasów na jego tunice, by zwrócić uwagę na kolejną cechę: obszycia.


Otto III

Tak oto na miniaturach przedstawiających zasiadającego w pełnym majestacie władcę widzimy (prawie) zawsze bardzo charakterystyczny, sięgający niemal do kostek strój. Strój ten ozdobiony jest barwnymi aplikacjami (naszyty inny materiał, tak ja to rozumiem). O ile z przedstawienia św. Wacława wnioskować możemy (?), że aplikacje na jego tunice były jednobarwne, o tyle Otton III ma je dodatkowo jeszcze wyszywane drogimi kamieniami, względnie barwnymi haftami czy też mniejszymi aplikacjami.
Czasami, jak np. na tym przedstawieniu mistrza Riquinusa z Drzwi Płockich, możemy się domyślać obszywania tuniki krajkami:

Drzwi Płockie, połowa XII w., za Kultura...

W tym konkretnym przypadku jest to tym bardziej prawdopodobne, że wszystko wskazuje na to, iż nasz trzymający wagę i kleszcze (niesłowiański niestety) rzemieślnik jest przepasany właśnie krajką. Ta zaś wygląda identycznie jak obszycia dołu i dekoltu jego szaty wierzchniej.

Jak jednak łatwo zauważyć, twórca Drzwi Płockich, choć bardzo bogaty, nie jest już ubrany na sposób królewski. Obszycia dołu nie łączą się tutaj z aplikacjami okalającymi otwór na szyję tym charakterystycznym, biegnącym prfzez środek pasem. Aby jasno i uczciwie pożegnać się z przedstawieniami stroju elit, pokażę Wam tu jeszcze śliczne przedstawienie jednego z jeźdźców apokalipsy, ubranego w majestatyczną królewską szatę i dzierżącego w dłoni wspaniały miecz typu X:

Jeździec z Apokalipsy Bamberskiej, ok. 1000 r., za http://raebear.net/bibleart

Jak jednak ubierał się prosty lud? Pojęcie o tym dać nam może scena wjazdu Jezusa do Jerozolimy z Ewangeliarza Gnieźnieńskiego, kiedy ludzie rzucają swoje stroje pod kopyta jego osła:

Ewangeliarz Gnieźnieński za Kultura...

Możemy tutaj zauważyć trzy rzeczy. Po pierwsze względna rozmaitość wykończeń otworu na szyję, czyli jest opcja z wycięciem na środku i bez. Po drugie to, że obszyty jest dekolt i mankiety (Ibrahim pisał o Słowianach: ubierają się w szaty przestronne, tylko mankiety ich rękawów są obcisłe) tunik, nie zaś dół. Po trzecie widzimy tutaj ich kształt, z którego możemy domyślać się kroju: bądź to obszernego, lecz ściągniętego czymś w pasie, bądź też takiego samego efektu osiągniętego za pomocą wszywanych po bokach klinów. 

W świetle tych spostrzeżeń wielkim błędem jest noszenie przez wiele osób na festiwalach (a i ja wzorując się na nich błąd ten kiedyś zrobiłem!) "słowiańskich" tunik z wycięciami po bokach. 

Nie, nie i po stokroć nie! Mrok i Zuo!
A może mi kto udowodni, że to jednak poprawne?

Jakie kolory miały zachodniosłowiańskie wełniane tuniki? Nie będę się tutaj wgłębiać w zawiłe tajniki farbiarstwa, opisywać naturalnych barwników itp. Inni zrobili to lepiej niż ja mógłbym nawet chcieć. Zapytaj wujka Google. Mnie zresztą tkactwo i barwienie tkanin zbytnio nie interesuje. 

Chciałbym tu tylko wspomnieć o charakterystycznych pasiakach, których kolorów i rodzajów rozmaite warianty podają nam Jerzy Maik, czy choćby Teresa i Ryszard Kiersnowscy. Na tym mym mrocznym zdjęciu (Wiewiórka mi właśnie wszywa kliny w te głupie wycięcia:) ubrany jestem w strój z surówki wełnianej o kolorach zbliżonych do podawanej przez Kiersnowskich kombinacji: żółty, szary (naturalny wełny), czarny. Wśród stosowanych barw występował też często czerwony, zielony, brązowy...

Na tej podstawie zresztą wysnuł Witold Hensel ciekawą hipotezę o tym, że układ i barwa pasków miały swoje znaczenie, i można po nich było poznać np. kto skąd pochodzi. Przykładem była dla niego scena powitania Ottona III na granicy państwa Piastów, gdzie rozstawiono na polu rozmaicie "umundurowane" hufce...

Porzućmy jednak drużynę i wróćmy do najniższych klas społecznych, gdyż jest jeszcze inna ciekawa cecha najprostszych wełnianych szat wierzchnich (oprócz tego, że w przeciwieństwie do lnu, leżąca w ziemi wełna zachowuje się wcale nieźle) używanych wśród ludu pracującego. Odwołam się tutaj do analogii:

Opona z Bayeux za www.nationalarchives.gov.uk

Są to oczywiście drwale przedstawieni na oponie z Bayeux. Co ciekawe, na ich strojach również zauważyć można obszycia krawędzi szat (u lewego otwór na szyję, u drugiego dolna krawędź), mają one jednak ten sam kolor co reszta. Jest to szczególne i charakterystyczne, bo w ten sposób przedstawieni są głównie słudzy przy pracy (ministri!), które to określenie powinno być dobrym świadectwem ich podłej kondycji:

Opona z Bayeux za www.headlesschicken.ca


Nawet i zresztą kiedy w tego typu strojach widzimy uwijających się przy pracy ludzi pod bronią, możemy się domyślać właśnie stroju roboczego. Jak widać, tak czy owak miał on jakieś obszycia, choćby i z tego samego materiału co reszta. Pewnikiem, oprócz dosyć ograniczonej w tym przypadku funkcji ozdobnej, chodziło tutaj także o zabezpieczenie krawędzi stroju przed zniszczeniem.

Ciekawe przypuszczenie wysunęła Aśka, stwierdzając że te widoczne w ikonografii "obszycia" strojów mogą być po prostu tkanymi na wzór krajek obrębieniami materiału. Czyli czymś na wzór fabrycznie obrębianej krawędzi naszej beli wełny - tylko ręcznie. Być może dałoby się tę teorię zweryfikować na podstawie znalezisk archeologicznych, ale tutaj potrzeba kogoś bardziej obznajomionego z tematem.

Rzut oka na stroje normańskie pokazuje nam zresztą, jak podobne do siebie były w owym czasie ubiory używane w całej Europie. Czy możemy jednak mówić o jakichś cechach stroju typowych dla Słowian Zachodnich? Wydaje mi się, że (zwłaszcza jeśli chodzi o ubiory elit), to możemy się tego we wczesnym średniowieczu raczej tylko domyślać. A jeśli już, to tym co się różni nie będzie tunika, a raczej dodatki takie jak buty, owijacze na łydki (opiszemy), nakrycie głowy, uczesanie itp. Dla zilustrowania ogólnych różnic w strojach Słowian i ich sąsiadów posłużyć nam może tutaj źródło z innej już właściwie epoki, o sto lat co najmniej od naszego okresu późniejsze: zwierciadło saskie.

Zwierciadło Saskie 1220-1235, scena sądu za http://www.brandenburg1260.de

Widzimy tu na górze Żyda (ten w kapelusiku), Franka w futrze, dwóch Sasów i Słowianina po lewej. Na dole sami Słowianie. Jak widać najbardziej charakterystyczną cechą są właśnie owijacze, a ich tuniki (czy być może g(ie)zła) są raczej zbliżone do strojów całej reszty.

Tymczasem jednak, skoro już poruszaliśmy się w kręgu skandynawskich analogii, wrzucę tu Wam na koniec dobrze zachowaną wełnianą tunikę z Kragelund (Dania):


Tunika z ok. 1100 r., za http://forest.gen.nz

-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Podstawowa literatura:

  1. Słownik Starożytności Słowiańskich. Encyklopedyczny zarys kultury dawnych Słowian od czasów najdawniejszych do schyłku wieku XII. 
  2. Jerzy Maik, Wyroby włókiennicze na Pomorzu z okresu rzymskiego i ze średniowiecza, Wrocław 1988; Tekstylia wczesnośredniowieczne z wykopalisk w Opolu, Warszawa 1991.
  3. Teresa i Ryszard Kiersnowscy,  Życie codzienne na Pomorzu wczesnośredniowiecznym, Warszawa 1970.
  4. Kultura Polski średniowiecznej od X do XIII w. pod red. Jerzego Dowiata, Warszawa 1985.
  5. Witold Hensel, Słowiańszczyzna wczesnośredniowieczna, Warszawa 1965 (to mam akurat w domu); Polska przed tysiącem lat, Wrocław 1967.
  6. Margrethe Hald, Ancient Danish Textiles from Bogs and Burials, The National Museum of Denmark, Copenhagen 1980.

czwartek, 2 czerwca 2011

Moja tarcza z dartych desek, uzupełnienie do źródeł.

Dzięki komentarzom Czcibora napisać mogę dodatkowego posta o tarczach. Uzupełnimy sobie źródła. Zacznijmy jednak od tego, że tarcze migdałowate zastąpiły używane wcześniej typy, a więc po pierwsze tarcze okrągłe, o których już wspomniałem, po drugie zaś owalne:

Biblia z Sankt Gallen, przełom IX i X w. za http://blog.metmuseum.org
Scena z Apokalipsy Bamberskiej, ok. 1000 r., za http://raebear.net/bibleart

Co ciekawe, na scenie z Apokalipsy Bamberskiej widzimy wyraźnie białe kropki, które możemy za Rudzińskim interpretować jako szwy, którymi wycięta w wymyślne kształty skóra przyszyta była do drewna. Fakt, że tarcza była rzeczą bardziej skórzaną, niż się ogólnie przypuszcza ;) może rozjaśniać nam ten dziwny cytat z Saxa Gramatyka o polewaniu tarcz wodą. Więcej o tym na blogu DAGOME.

Poniżej mamy przykład nieregularnego owalu, właściwie przechodzącego w migdał, używanego przez pieszego z włócznią (oszczepem z poprzeczką?). To jest pieszy tarczownik, lekkozbrojny - niech mi tylko nikt nie wmawia, że mam go za Słowianina! :) - i dlatego szczególnie podoba mi się ta forma.

Biblia z Roda, przed 1047

A oto i najwcześniejsze wizerunki tarcz migdałowatych:


Codex Aureus Epternacensis (1030-1050) za http://www.reenactment.de

Biblia z Roda, przed 1047

Denar książęcy Bolesława Śmiałego (1058-1079) za http://www.denary.com.pl/


A na koniec piękna scena z Codex Aureus Epternacensis (1030-1050)!