poniedziałek, 27 czerwca 2011

Dania, dwa!

Zaległości mi się robią, nie tylko na blogu. Rzeczy do wrzucenia będzie zresztą mnóstwo, bo i się sezon zaczął. Tymczasem jednak dokończymy sobie fotorelację z pobytu w Aarhus. A konkretniej w duńskich muzeach. Skończyliśmy ją ostatnio na zamykających wystawę o epoce żelaza i Germanach kamieniach runicznych, będących zapowiedzią nie tyle nowej epoki, co innej wystawy w całości już wikingom poświęconej. A była to, opisywana także gdzie indziej sławna wystawa o siedmiu wikingach...

Fotek tych śpiących silikonowych wikingów, na których wydziaranych, owłosionych łapskach (i nie tylko!) wyświetlano filmiki zamieszczał nie będę. Raz, że nie chcę powtarzać relacji Asi i Przema, dwa że było to tak okrutnie obrzydliwe i obleśne, że wcześniejsze oglądanie zwłok bagiennych można przy tym nazwać bardzo ciekawym i przyjemnym przeżyciem estetycznym! Włochate toto, chrapiące, brakowało tylko żeby jeszcze śmierdziało. Mało tego, te tłuste silikonowe zombiaki zwyczajnie budziły agresję: aż chciało się nóż jakiś wyciągnąć i zadźgać ich wszystkich zanim się obudzą!

Zostawmy jednak noże, tym bardziej że swoim pięknym połabskim już się pociąć zdążyłem przy testowaniu łupkowej osełki na Drohiczynie. Oprócz tych siedmiu trolli do zarżnięcia było jeszcze w muzeum parę ciekawych rzeczy. Po pierwsze cała ekspozycja uporządkowana według różnych historii przypisanych do kilku małych przedmiotów (typu mieczyk, grzebień itp.), które dostawało się przy wejściu do muzeum. Każdy z nich położyć można było obok odpowiednio (utrudniając fotografowanie) ułożonych eksponatów, po czym zasłuchać się mogliśmy w opowieści duńskich kupców i wojowników z epoki wikingów. Opowieści tych streszczał Wam nie będę, zajmijmy się jednak paroma drobnymi przedmiotami:


Umieszczam je tu jako pierwsze nie bez powodu, tudzież satysfakcji. Pamiętajmy, że blogas nasz traktuje głównie o wczesnośredniowiecznej Słowiańszczyźnie Zachodniej, a zwłaszcza o Pomorzu i Połabiu. Stąd też mamy tutaj pochodzący z Reriku żelazny kluczyk, rogowy grzebień z Mechlina, oraz wykonaną z kwarcowych, krwawnikowych i szklanych (ten niby zielony) paciorków bransoletkę z Parchimia...



...a także pochodzące z Gross Raden naczynie typu Menkendorf...


...i kabłączek skroniowy z Anklam. Jak widać jest to srebrna rurka, pusta w środku.

W innej z kolei gablocie można było zobaczyć drobne znaleziska ze Starogardu Wagryjskiego

 
...a także trochę broni, w tym włócznię typu VI wg Andrzeja Nadolskiego,


...ostrogę, nożyk...


...i topór z Neu Nieköhr, który ze względu na zdobiący go wzorek polecam wszystkim poganom:


Eksponatów było oczywiście więcej, w tym naturalnie większość z życia Skandynawów. Oprócz różnych paciorków, wisiorków, brosz żółwiowatych, okuć, monet i naszyjników podziwiać można było także tematyczne sale poświęcone Bizancjum, Hildesheim, czy też Słowiańszczyźnie, obejrzeć przez szparę w płocie parę scenek z życia codziennego w Hedeby, a także zagrać w grę komputerową, za pomocą drewnianego rumpla sterując wikińskim statkiem wzdłuż szlaku od Waregów do Greków...

Ja jednak właśnie na tych znaleziskach z Połabia zakończę fotorelację z muzeum Moesgård. Ci, co o wikingach więcej chcą poczytać dobrze zrobią zaglądając na wspomnianego już, bardziej skandynawskiego bloga (mój jest turbosłowiański!), a jeszcze lepiej - do samego muzeum!

Wokół niego rozciąga się zresztą wspaniały park, a dalej wiejskie tereny, których wielką atrakcją jest nie tylko położony na pastwisku między owieczkami, by tak dziwacznie rzec, skansen grobowców...


...ale również prawdziwe, funkcjonujące (?:) in situ kurhany:



Mieliśmy też rekonstrukcję kultowej (bo tam pochówki były) chatynki z epoki brązu, w której chcieliśmy nocować podczas planowanej na później wyprawy w historycznych ciuchach,


...a także piękne morze, znad którego pozdrawiam,


...a przez które wybierzemy się w następnym odcinku do Muzeum Narodowego w Kopenhadze...
:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz