piątek, 15 czerwca 2012

Poczdam, Kopanik, Spandau - czyli czerwiec turystyczny

Czerwiec leci i leci, a ja tu jeszcze nic nie napisałem. Gdzie indziej za to piszę i pisać jeszcze muszę, zbliża się zresztą szybko koniec semestru - i ilość rzeczy do napisania wzrasta w zastraszającym tempie. A blogas leży odłogiem. No, ale przecież tak wcale nie jest, żebym się tu tylko uczył. Nie powiem też, aby Euro 2012 było mi tak całkiem obojętne. Na parę krótszych wycieczek także się załapałem, choć dłuższe i poza miasto odkładam na termin po sesji. A dzisiaj, konkretnie zaś teraz - w przerwie między meczami - napiszę kawałek tekstu o krótkich wycieczkach.

Na początek weźmiemy malutką wyprawę do Poczdamu. Z mojego Studentendorfu jest tam całkiem blisko.


Pierwszy widok na miasto z długiego mostu zaraz po wyjściu z dworca prezentuje się tak. Jak widać nie tylko Polska w budowie i nie tylko nasi na Euro nie zdążyli. Poczdam jest zresztą bardzo swojski i pełno w nim bloków z wielkiej płyty oraz różnych ulic o komunistycznych nazwach, co jako żywo zawdzięczamy istnieniu DDRu.


Jest to jednak przede wszystkim miasto przeżywającego właśnie swój pośmiertny jubileusz (300 lat stuknęło, jakby w mordę strzelił!) Fryca, tak więc i nic dziwnego, że kroki swe skierowałem od razu w stronę parku Sansoucci


Ten park jest bardzo duży, stanowczo zresztą za duży jak na dzień zwiedzania. Mieści się w nim kilka pałaców, których ani myślę wymieniać, tudzież dalej i szczegółowiej charakteryzować. Po pierwsze sztandarowy, ten o nazwie parku:


Po drugie taki niby nowy, z francuska pisany:

 

Po trzecie zaś taki, którego nazwy na żadnej tabliczce nie zauważyłem, ale zdecydowanie najbardziej przypadł mi do gustu:


Za nim był jeszcze jeden, ale szkoda na niego nawet miejsca tracić. Idziemy więc dalej. Nawiasem mówiąc właśnie skończył się mecz Anglia-Szwecja, najlepszy jaki póki co podczas tego Euro widziałem. Mistrzostwa to zresztą dobra okazja, by lepiej poznać sąsiadów. Większość z nich to Chińczycy, Nepalczycy, Hindusi. Jest tu też Egipcjanin, Hiszpan i dwie Niemki, plus sąsiad z naprzeciwka, co zawsze wiesza gacie na kaloryferze.
Ja rzadziej, bo rzadziej piorę...

Wracając zaś do tematu: w Poczdamie ślicznie jest,


i na pewno się jeszcze nieraz tam wybiorę. Mają tu nawet ruską wioskę z początku XIX w., zbudowaną dla ówczesnego odpowiednika Chóru Alexandrowa, którego nieszczęśni członkowie zostali królowi pruskiemu podarowani przez cara...

Alexandrowka, a właściwie jej część.

...a także drugą Bramę Brandenburską, ładniejszą podobno, której jednakże jeszcze jakoś nie widziałem. Z rzeczy bardziej dorzecznych, odwiedziłem też niegdysiejszą siedzibę naszego znajomego Jaksy, a więc Kop(a)nik.

Za: http://s59berlin.files.wordpress.com

Niestety dzisiaj nie wygląda on tak, tylko troszkę inaczej. Jest tam znaczy pałacyk i kolekcja nowożytnych mebli, którą jednak nie będę tu nikogo męczył. Odwiedziłem też cytadelę Spandau...



...i Nową Synagogę na Oranienburgerstraße, w której doprawdy nie ma za wiele do pooglądania.


Kupiłem też okazyjnie Die Slawen in Deutschland, no a tak poza tym to siedzę na historii - i zdjęcie z niej na dobranoc:


tak, na dobranoc dosłownie. O życiu codziennym na obczyźnie, fenomenie pewnego miejsca o niezwykłej aurze, tudzież ciekawej pracy opisującej uzbrojenie Słowian Połabskich - napiszemy niebawem...

poniedziałek, 21 maja 2012

Bode Museum, broń i Bolesław II

Dzisiaj następna część wpisu o małej wycieczce na Wyspę Muzeów. Obskoczyliśmy już Neues, w którym można też było zobaczyć znaleziska Wilhelma Unverzagta z wykopalisk prowadzonych na początku lat trzydziestych w Santoku


Nie wszystkie naturalnie - ostroga i bełty z kuszy, jakby się jakiś nowicjusz tu zabłąkał - pochodzą z wczesnego średniowiecza. Niewątpliwie jednak z tej są wyłożone tutaj na dokładkę słowiańskie znaleziska z terenu dzisiejszego Berlina:


I jeśli już o archeologii Berlina mówimy, to winien Wam jestem uściślenie pewnej informacji, podanej ostatnio na marginesie relacji z Märkisches Museum. Rekonstrukcja bramy wschodniej słowiańskiego grodu w Spandau jest reprodukowana w bardzo wielu książkach, ale pochodzi nie od Joachima Herrmanna, lecz z pracy Adriaana von Müllera, który wraz z żoną prowadził tam badania opublikowane w pięciu opasłych tomach:


Kończymy jednak z Neues- i przenosimy się do Bodemuseum, gdzie możemy podziwiać bardzo ciekawą kolekcję numizmatów. Mamy więc znowu naszego starego znajomego, Jaksę z Kopnika (1050/60): 



Margrafa (w pisowni bądźmy tu niemieccy, całkiem dosłowni, bez polotu i genau!) Ottona I z Brandenburgii (1170-1184):



Margrafów Miśnieńskich: Konrada (1130!)



...i Ottona Bogatego (1170).


Wszystkie one bardzo ładnie oddają rozmaite niuanse używanego w XII w. na słowiańskim pograniczu uzbrojenia. Zauważymy tu hełmy stożkowe, w przypadku Konrada jak widać nawet w wersji żebrowej, kolcze kaptury, różne rodzaje pancerzy sięgających do kolan, profilowane tarcze w kształcie migdała, nieraz zaopatrzone w umbo oraz miecze i charakterystyczne proporczyki w formie gonfanonu z wieloma językami, przytwierdzone do włóczni...

Nie to jednak zrobiło największe wrażenie, bo można tam było zobaczyć denar przypisywany Mieszkowi I (choć o ile dobrze pamiętam wykład na archeo, to robi się on ostatnio coraz bardziej bolesławowy...):


i ten malutki denarek Bolesława Szczodrego, zwanego w historiografii i Śmiałym:


Nie są to widać jakieś wielkie dzieła sztuki, przedstawienie tarczy w formie wydłużonego trójkąta o wyodrębnionych (wzmocnionych zapewne) brzegach to schematyzm w czystej wręcz postaci...
ale nie o to przecież chodzi!

(!!!)

I jeśli już jesteśmy w temacie dwunastowiecznych przedstawień uzbrojenia, to znalazłem tam jeszcze taki oto kapitel z klasztoru benedyktynów w Huysburgu (naprawdę:) koło Halberstadt, datowany na lata 60.-70. XII w.:


Widać tutaj wyraźnie wojownika odzianego w pancerz z rękawami sięgającymi za łokieć i z kapturem kolczym przedstawionym jednoznacznie jako jego jednolita część. Kaptur włożony jest pod hełm żebrowy w formie stożka, pozbawiony nosala. W prawej ręce trzyma nasz rycerzyk schematycznie przedstawioną włócznie o grocie ze skrzydełkami, w lewej widzimy przedstawiony z profilu - jeżeli tak w ogóle można rzec o tarczy - profilowany (a jakże!) szczyt o typowej formie, jaką łatwo zaobserwujemy na monetach z tego samego okresu. Tarcza zaopatrzona jest oczywiście w umbo, spiczaste, o ząbkowanym brzegu.

Nie mam teraz pod ręką żadnej literatury i nie w głowie mi teraz grzebać po jakichś książkach, jednak (kto ma czas niech mnie poprawi w komentarzu!) przedstawienie tego typu (VI wg Andrzeja Nadolskiego) włóczni wydaje mi się być w XII w. oczywistym już (celowym?) anachronizmem. Stawiałbym na to, że jest to akurat tutaj broń bardzo symboliczna, święta i ceremonialna.

Bo raczej nie myśliwska... ;)

Najlepsze jest, że te wszystkie rzeczy - nie mówiąc już o starożytnościach! - zobaczyć można w jeden dzień!

Następny wpis na pewno będzie za to bardziej turystyczny, berliński i współczesny...

niedziela, 13 maja 2012

Maj i Neues Museum...

Kiedy myślałem o tym, jak będzie wyglądać moja pierwsza majowa notka, to byłem przekonany że napiszę w niej właśnie o tym, jak załapałem się tu na swój jedyny zapewne (w Polsce się tam pojawić jakoś nie planuję;) w tym życiu pochód pierwszomajowy...


...by wypić sobie piwko pod DDRowskim pomnikiem Wielkiego Dziada ze swoim długoletnim sponsorem...


...lub o tym, jaki kosmiczny wręcz syf megakazachstański był w parku przy Schlachtensee przez cały długi weekend. Słowem, przynudzałbym tutaj o takich tam właśnie studencko-turystycznych małych osobliwościach.

Na szczęście jednak nie będę już dziś musiał wciskać Wam ciemnoty jakiejś komunistycznej o jasnych stronach życia codziennego pasożytów społecznych, żyjących na koszt podatnika. Pogoda jak widzicie była bardzo dobra, ludzie jeździli sobie trabantami, piwo też w miarę tanie - i w ogóle.
Fajnie...

To teraz już przejdę do rzeczy. Bynajmniej zaś nie codziennych, gdyż takie tylko dziś właśnie (razem tym razem pisane) na Wyspie Muzeów widziałem!

Na rozgrzewkę zapodam Wam jednak najpierw kilka słowiańskich obrazków z naszej wcześniejszej wycieczki do Märkisches Museum:


Jak sama nazwa wskazuje, jest to muzeum Berlina i Marchii Brandenburskiej. A skoro tak, to można naturalnie w nim zobaczyć...


...makietę słowiańskiego grodu w Spandau (Spędowo), w której nie uwzględniono niestety znanej rekonstrukcji z piękną czaszką olbrzymiego jelenia zawieszoną nad bramą. Kto ciekaw, niechaj zajrzy do Slawen in Deutschland...


A my tymczasem zaglądniemy do paru gablotek z drobiazgami z grodu:


...były więc srebrne grzywny,


...i była ceramika typu Menkendorf i Bobzin - to ta z pokrywką, jeśli mnie moja pamięć wykładów na archeo nie myli - tudzież drewniany czerpak...


...oraz w ogóle trochę drobiazgów z życia codziennego naszych Słowian, a więc sierpy, ostrogi, grzebienie, kabłączki skroniowe - w tym także te charakterystyczne dla strefy nadbałtyckiej, w formie zagiętej rurki - nożyki, (kultowa?) figurka konika, a także...


to bardzo ciekawe i w jakże prostej formie zrobione - krzesiwko!

I to by było na tyle, jeżeli o Märkisches chodzi. Są tam też inne rzeczy, jest fajna broń z późnego i z czasów nowożytnych, jest mnóstwo o XVIII i XIX w., a nawet fotoplastykon. No, ale to już nie u mnie - zapraszam do Berlina!

Tymczasem tutaj na blogu przejdziemy wreszcie do sedna, a więc na Wyspę Muzeów. Na sam początek, w Neues Museum, natknąłem się przypadkiem - bo na malutkiej wystawie o niemieckiej archeologii - na dwie bardzo fajne rzeczy:

Na piękny, pochodzący z XI w. miecz typu X znaleziony w Wolkow koło Neubrandenburga, którego głownia  została zaopatrzona jak widaćw dość głębokie zbrocze:



...tudzież datowany na XI-XII w. nóż bojowy z Dymina! I jemu też poświęcimy troszeczkę więcej uwagi:

nasz nożyk jest jak widać świetnie zachowany. Posiada rzeźbioną, cisową rękojeść. Od strony ostrza jest ona opleciona cieniutkim, miedzianym zapewne, drutem. Sam drut jest spleciony w grubszą linkę, owijającą drewno rękojeści.
Końcówka trzpienia wystaje z tyłu, zaklepana w charakterystyczną dla Słowiańszczyzny nadbałtyckiej wolutę. Wykonany ze stali, jest długi na ok. łokieć, przy czym rękojeść byłaby dla mnie za krótka o jakiś centymetr.

Znalezisko zostało uwzględnione w Corpus archäologischer Quellen zur Frühgeschichte auf dem Gebiet der Deutschen Demokratischen Republik (7. Bis 12. Jahrhundert), t. 47/17, gdzie też możemy znaleźć dokładnie rozrysowany wzór, zdobiący rękojeść:


Jak widać choćby na zdjęciach, jest to przepiękna broń i w przyszłym sezonie - w tym limit już wyczerpany - na pewno się wystaram o jej rekonstrukcję.


Nie zapomnij kliknąć na zdjęcie, żeby powiększyć!


Kolejną niespodzianką skrywaną przez Neues Museum był srebrny skarb z Lisówka,




...ze słynną figurką dzierżącego okrągłą tarczę i włócznię jeźdźca na czele.




Figurkę tę kojarzymy chyba już wszyscy ze znanym w rekonstrukcji artykułem Pawła Rudzińskiego o tarczach. Niestety nie wziąłem go do Berlina i teraz nie mogę sprawdzić, czy uwzględnił on także te dwa zdobione umba ze Spandau. Ja o nich w swoim dawnym artykule o uzbrojeniu indywidualnym Słowian Połabskich na pewno nie wspomniałem, a że posiłkowałem się naturalnie także tym tekstem i zawartą w nim tabelką - to albo się strasznie zgapiłem, albo znalazłem w tym muzeum teraz coś nowego*. 

Daty wykopalisk niestety nie podano, jednak pochodzenie samych zabytków szacuje się na okres pomiędzy drugą połową XI, a końcem pierwszej połowy wieku XII. Przyda się więc jak najbardziej także w mojej pracy:


Czy w rekonstrukcji, to wątpię. Zgodnie z ogólnym przesłaniem artykułu Pawła Rudzińskiego nie wiązałbym okrągłych umb (i takichże tarcz z umbami) ze słowiańskimi wojami nie wywodzącymi się spośród ścisłych elit, których członkowie tego rodzaju typowo skandynawską broń mogliby ewentualnie dostać w podarunku. Ja, szeregowy drużynnik, tego drugiego złoconego umba nie ruszę na pewno!

Co do ażurowego, to trzeba dobrze poszukać, sprawdzić i pomyśleć. To może być oczywiście bzdurne przypuszczenie, ale kto wie czy nie okaże się czasem, że to akurat to umbo jest z końca XI/początku XII w. i jako takie pasuje raczej do migdału?


Jeżeli chodzi o Spandau, to było jeszcze więcej dość ciekawych rzeczy, a w tym:


 broń rozmaita,



...ostrogi i sprzączki do nich, poza tym też cała masa przedmiotów codziennego użytku, takiego jak noże, osełki, przęśliki i gliniane grzechotki, tudzież przybijak ciesielski drewniany oraz ceramika i sierpy, które już Wam daruję.




Nie podaruję jednak dowodów na obecność w grodzie szewców i rogowników, którzy takie oto półprodukty i produkty nam pozostawili:




...a zanim Wam pokażę kolejne słynne znalezisko, które też zawsze chciałem zobaczyć, to wrzucę jeszcze pochodzącą również ze Spandau szklaną biżuterię.




Widzicie już na pewno, że Spandau to był całkiem niczego sobie gród. Znaleziskami obdzielił dobre dwa muzea, a nie zdziwię się wcale jak i w przyszłości znajdę także gdzieś coś stamtąd. Tymczasem jednak zaprezentujmy wszystkim słynną figurkę ze Schwedt!


Kliknij, żeby powiększyć!

Nasz szczerze prasłowiański ziomek - wypisz wymaluj, Ferdek Kiepski w koszulinie długiej, rozchełstanej - stoi tu w doborowym towarzystwie (kultowego?) konika i złotego pierścienia ze...
Spandau.

Żeby jednak nie pokazywać kolejnych materiałów z tego grodu, co mi tak zdominował dzisiejszego posta, zaprezentuję jeszcze jedno słynne i niezwykle piękne znalezisko. Jest nim waga z Bergen na Rugii (sprawdziłem w literaturze, Joachim Herrmann;), plus kilka odważników i specjalne pudełko:


Kliknij i powiększ


...i to by dziś było na tyle. Byłem też i gdzie indziej, gdzie także co nieco widziałem. Tyle tylko, że to by było akurat to małe co nieco, po którym ten post spasłby się już jak świnia i nieodwołalnie. A my o Knury dbamy i do koryta paszy na noc nie sypiemy. Że tak się wyrażę...

_________________________________________________________________________________
26 VII 12: znalazłem oczywiście, są oba! W tabeli (8-9), datowane na XI wiek. To ażurowe ze znakiem zapytania...

piątek, 27 kwietnia 2012

Trzy wycieczki...

Jako, że chyba wszystkie formalności mam już z głowy - nawet NIP niemiecki mi ostatnio przysłali, powiadam Wam: zgroza! - nie pozostaje mi nic innego, jak zabrać się do opisania pierwszych wycieczek po mieście.


Po pierwsze, był to rejs Sprewą. Z zachodu na wschód, wzdłuż zabytków Berlina i jego atrakcji. Nie będę ściemniał, że pamiętam wszystko co przewodnik mówił o poszczególnych budynkach,


...ani jak się nazywają wszystkie te ichnie mosty, pod którymi przepływaliśmy.


Grunt, że mogliśmy zobaczyć z poziomu wody - a była to wycieczka zorganizowana specjalnie dla Erasmusów - takie rzeczy jak Bundestag i (obrzydliwy, brrr!) urząd kanclerski, zwany też przez niektórych akademią Jedi...


...przypomnieć sobie dworzec na Friedrichstraße, na który tak się spieszyłem, by zaraz po przyjeździe przesiąść się w S1...


...obczaić wyspę muzeów, gdzie dobre parę lat temu byliśmy z historykami na wycieczce organizowanej przez Kazika,


...czy choćby rzucić okiem na znajdujący się kawałek dalej były Enerdówek :)


Dość jednak już tego pływania, bo wiatr tam hulał straszny, że aż się zimno robi! I prawda była taka, iż mimo wszystkich atrakcji - zmarzłem jak szczur na pokładzie. Lądowy...
Statek zatem zawraca, a my zębami szczękając schodzimy powoli na ląd.
Prosto do Reichstagu!


Ta wycieczka była naprawdę świetna, bo raz że dostaliśmy świetnego przewodnika co wszystko barwnym i zrozumiałym językiem objaśnić potrafił, a dwa - że na koniec można było wejść też na kopułę, aby stamtąd do woli pooglądać miasto. I to, co na dole.

Tam zaś musieliśmy najpierw przejść przez kontrolę, trochę jak na lotnisku, a trochę jak u nas w Sejmie: skrzyneczka, do niej komóra, klucze itp. Przechodzić pojedynczo. Przez bramkę - tym razem bez żadnych podejrzanych napisów na górze...


Napisów ci za to dostatek było na korytarzach - graffiti cyrylicą, pisane przez zwycięzców. Czysta, panie, historia. 1945 rok. Podobno zostawili to sobie tutaj na pamiątkę, żeby im znowu do łbów nie strzeliło wyprawiać się na Moskwę. Bo tak, pomimo olbrzymiego nowego gmachu Bundestagu, to dalej tutaj, w Reichstagu - znajduje się władza. Tutaj są posiedzenia, tu zasiadają i głosują przedstawiciele (członkowie?) niemieckiej klasy panującej...


Głosują zaś w ten sposób, że - jeśli oczywiście przewodniczący nie może ocenić tego jednoznacznie na oko - przechodzą przez odpowiednie drzwi z napisem ja, nein, albo Enthaltung. W przypadku tajnych głosowań dostają po prostu karteczki. Elektronicznego systemu do głosowania na 4 ręce i za nieobecnych kolegów - niet.


Po odwiedzeniu sali plenarnej, lobby, korytarzy i czytelni - czas wybrać się na dach. Na tym dachu jest nowa szklana kopuła, gdyż starą zbombardowano cokolwiek skutecznie. Na samą górę też można wejść, a zewsząd - podziwiać widoki. Tych jednak Wam już oszczędzę, by w zamian przystąpić do rzeczy znacznie dla nas ciekawszych.

Na trzecią wycieczkę poszedłem do Deutsches Historisches Museum. Tam jest akurat wystawa okolicznościowa o Starym Frycu, któremu w 2012 r. 300 lat stuknęło. Z tej to okazji można było pochylić się np. nad jego śmiertelną koszulą. Ręcznie szyta, niezwykle drobnym ściegiem, z kilkoma plamami zakrzepłej krwi na lewym rękawie poniżej łokcia. 

Król umarł siedząc w fotelu i, sądząc po rozmiarach tych kropel, zapewne na koniec prychnął albo kichnął, w każdym razie troszeczkę się opluł tą krwią. Stąd i te plamy, a opisuję je Wam wyłącznie dlatego, żem nie mógł zrobić fotki. Gaci na szczęście nie było...

Tym bardziej polecam wystawę, jeżeli naturalnie Fryc kogoś z Was obchodzi. Można zobaczyć nie tylko koszulę i maskę pośmiertną, tudzież liczne przedstawienia sceny jego zejścia, ale w ogóle chyba wszystko z osobą jego związane. Od słynnego munduru po kiczowate figurki...


Przechodząc jednak do sedna, przestąpmy teraz bramy stałej ekspozycji! Nie mam zamiaru tworzyć tutaj jakiegoś przewodnika, od tego jest wikipedia. Ja tylko wrzucę fotki paru fajnych rzeczy:



W gablotce poświęconej bitwie nad rzeką Lech w 955 r. widzimy piękny, surowy, funkcjonalny i klasyczny miecz typu X o głowni wykonanej metodą damastu skuwanego, skrzyżowany jakże symbolicznie z wczesną węgierską szablą.


Obok strzemię i włócznia ze skrzydełkami (typ VI wg Andrzeja Nadolskiego), ze śladami po inkrustacji srebrem:


Do tego parę słowiańskich drobiazgów ze Spandau,


...denar Przybysława-Henryka (1127-1150),



i tak na deser - dwa bizantyńskie hełmy z VI w.:



W muzeum można także przeglądnąć w całości Pasję św. Kiliana, Codex Egberti i Apokalipsę Bamberską. W wersji elektronicznej naturalnie, za to również z transkrypcją i tłumaczeniami, jeśli akurat cierpliwość do paleografii i łaciny nagle nas opuści. 
W każdym przypadku - warto!
...choćby aby na własne oczy zobaczyć, że w powstałej w latach ok. 1000-1020 księdze jak byk widnieje miecz z soczewkowatą głowicą, wyraźnie przywołującą na myśl nie tyle nawet ten jeszcze nieśmiały, wyróżniony przez Andrzeja Nadolskiego w ramach typu X wg Petersena podtyp α, ile sam typ X (10) wg Ewarta Oakeshotta...

No, ale już - dobranoc!