niedziela, 15 kwietnia 2012

Takie pierwsze wrażenia...

Jestem już w Berlinie całe dwa tygodnie. Przez ten czas zadomowiłem się na tyle, że prawie wszystkie biurokratyczne procedury mam już na szczęście za sobą. Jutro jeszcze pójdę założyć niemieckie konto i złożę wniosek o zasiłek - znaczy Begrüßungsgeld, które należy się studentom zagranicznym z tytułu zameldowania.


No, ale od początku zaczynajmy: najpierw do ogarnięcia w Berlinie jest nie biurokracja, a S-Bahn i U-Bahn. Wysiadłem na Hauptbahnhofie (spolszczanie niemieckich nazw to takie moje słowiańskie neo-jidysz), skąd mając po boku Bundestag, a za plecami Reichstag należało przejść wzdłuż nadbrzeża Sprewy na Friedrichstraße, by znów wsiąść do pociągu. Bilecik za 2,30 eur kupujemy na strefy - są A, B i C - i ważny on będzie przez trzy godziny, bez względu na to ile przesiadek zrobimy po drodze. Jest też od tego wyjątek, bo jak słyszałem, bilet kupiony od kierowcy w autobusie także działa w ten sposób, ale... 
...nie można później się cofnąć. Jak na wschodnim froncie!

plan za wikipedią, kliknij żeby powiększyć...

Trzeba więc jechać po prostu do przodu i nie oglądać się za siebie. Około pół godziny takiej jazdy z dworca na Friedrichstraße - i oto wysiadamy przy Mexikoplatz!



I tutaj sprawdziły się narzekania Kurta Tucholsky'ego z 1919 r. na berlińską pogodę, które przerabialiśmy już na pierwszych zajęciach z języka: w Berlinie nie ma nieba! Same chmury, zupełnie jak gdyby słońce nie chciało na to wszystko patrzeć. A skoro go nie widać, to i się zorientować w czterech stronach świata zawsze będzie trudno. Tak trudno, że aż zbłądziłem, skręciłem w nie tę stronę - i zacząłem się cofać.

Na szczęście nie był to autobus, więc idąc na własnych nogach musiałem za swą głupotę zapłacić wyłącznie nadłożeniem drogi i dodatkowym czasem na dojście do naszego pięknego inaczej (cytuję;) Studentendorfu.

mój domek

Wiemy jednak wszyscy bardzo dobrze, że o ile uroda sama w sobie jest kwestią dyskusyjną - a o gustach zaś przecie non est disputandum! - o tyle w ostatecznym rozrachunku liczą się przede wszystkim walory czysto użytkowe oraz...


...ciekawe wnętrze!

Pokoik jak pokoik, taka cela mnicha. Dobrze, że nie ma już zimy, bo do tej pory w nocy tak ciągnie od okna, że trzeba się w dresik ubierać. Kiedy tak siedzę samotnie pochylony nad biurkiem, stukając w klawiaturę mego komputera - to czuję się tu trochę jak jakiś Widukind spisujący historię swojego plemienia. To tyle jeśli chodzi o moją naukową bezstronność, tudzież obiektywizm...


Wróćmy już do pokoju: internet czasem jest, a czasem siedzę tak jak teraz we wspólnym - tu z kolei brak światła - gdzie zresztą prawie nikt nie bywa. Cały kompleks przeznaczony był podobno dla tysiąca studentów, a położony jest w naprawdę pięknej okolicy. I ten nasz jakże śliczny, modernistyczny campus jest już dziś zresztą zabytkiem. Zbudowano go przy wykorzystaniu pomocy z USA, jako inwestycję dla Wolnego Uniwersytetu, który powstał w zachodnim Berlinie po wojnie jako wolna od ideologicznych wpływów narodowego socjalizmu tudzież komunizmu uczelnia, wychowującą elity demokratycznych Niemiec.

A w takim osiedlu mieszkają pracownicy Bundestagu i administracji rządowej...

O południowo-zachodnim Berlinie i okolicy Studentendorfu warto powiedzieć coś więcej. Dobrze ją zresztą poznałem, bo zanim udało mi się dopełnić wszystkich formalności związanych z immatrykulacją i otrzymaniem - jeszcze tymczasowego! - biletu semestralnego, dzień w dzień na uniwerek docierałem z buta. Idziesz na przykład sobie z placu Meksykańskiego ulicą Argentyńską, albo ze stacji Schlachtensee wracasz do domu i mijasz Hiszpańską. Tak tu swojsko...

Co widzisz? Ano, podobny jest ten Berlin bardzo do Wrocławia. Zupełnie jakbyś szedł u nas Koreańską wzdłuż tych wszystkich willi, albo i wzdłuż Powstańców i w tych okolicach. Względnie jak na Hallera, jeżeli oczywiście wyjdziemy z parkowej części miasta do tej bardziej miejskiej. Tylko centrum się różni, zresztą - na naszą korzyść.


Nie to, żebym narzekał. No bo powiedzcie sami, jak tu można narzekać mieszkając w zabytkowym campusie z internetem wliczonym w cenę czynszu, z darmową siłką, doskonałym dojazdem do miasta oraz Edeką i Aldim pod nosem, a dodatkowo jeszcze - z takim jeziorkiem tuż obok!

Jeziorko Schlachtensee

Jest tu więc gdzie zakupy zrobić, jest też gdzie poćwiczyć, pobiegać wokół jeziora...
Jest jak podjechać do urzędu, gdzie trzeba się zameldować!

Bo właśnie, wracając do meritum, biurokracja i zbieranie zaświadczeń jest czymś, na co narzekają dosłownie wszyscy przyjeżdżający studiować na FU. Jak to nam jeden z profesorów wyjaśnił na wstępie - jest to coś czego nie rozumiemy, a co już od kilku dziesięcioleci każdy robić musi - zrobimy więc i my. Bez zbędnego myślenia.

Poniżej część praktyczna, kto nie chce niech już nie czyta...

Po pierwsze więc immatrykulacja, czyli dostarczenie wniosku z odpowiednimi załącznikami: w moim przypadku skan dyplomu, Learning Aggreement, zaświadczenie z uczelni że jestem doktorantem, fotka dowodu. Ubezpieczenie zdrowotne też trzeba zeskanować, a później wysłać gdzieś - lub komuś pokazać, do wyboru - by dostać zaświadczenie, że je posiadamy!
To zaświadczenie przedkładamy dopiero w biurze Erasmusa.
Co jeszcze? Jeszcze cała operacja z opłatami za bilet semestralny itp. - dostajesz specjalną kartę, płacisz w automacie gotówką i wyskakują kwitki. Te kwitki również załączasz do dokumentacji. Jeżeli masz już wszystko - to jest git. Dostajesz znaczy tymczasowy bilet i już możesz jeździć. Prawdziwy ponoć przyjdzie pocztą... ;)

Kolejna sprawa, której nie można przegapić - to kurs językowy. Na test kwalifikacyjny trzeba się najpierw zapisać przez internet. Jest tam taki system komputerowy, do którego hasło dostaniesz przy odbiorze tego wniosku o immatrykulację, który wypełniałeś jeszcze w PL, a oni Ci go znów oddają na spotkaniu po to, żebyś oddał wszystko wraz z załącznikami (patrz wyżej) przy okazji immatrykulacji :) Po teście pozostaje tylko jeszcze zameldować się koniecznie na odpowiedni kurs.

No i też urząd miasta: istnieje w Niemczech bowiem obowiązek meldunkowy. Aby go wypełnić - 14 dni na to masz - musisz im pokazać swój Mietvertrag i wypełnić odpowiedni papierek. Później tylko odczekać swoje w kolejce - jak to prosto teraz brzmi! - i już oficjalnie jesteś Berlińczykiem.

Gratuluję serdecznie, po zasiłek zgłaszamy się z odpowiednim formularzem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz