poniedziałek, 8 lipca 2013

Moja tarcza z dartych desek, cz. VI: Wilczy Trop.

Jak pamiętamy z poprzedniego odcinka, do prawie ukończonej tarczy wystarczyło doczepić pętlice, ładnie ją pomalować - i jechać na Wilczy! Na początek zdjęcie całokształtu jeszcze przed malowaniem:


Najpierw naszyłem więc standardowo dwie skośne pętlice. Jedna służy za imacz, a druga trzyma przedramię. Przyszyte są nawoskowanym sznurkiem z potrójnej dratwy, a ścieg jest najkrótszy z możliwych, coby desek niepotrzebnymi dziurami nie osłabiać. Sznurek chronią podkładki z twardej podeszwówki, w których wytłoczyłem rowki dla lepszej osłony.


Tak tarcza wygląda od tyłu. Jak widać do dwóch pętlic przyszyty jest też pas na ramię. To rozwiązanie jest bardzo wygodne i pozwala uniknąć bezsensownego wiercenia w drogocennych deskach. Trawa pod wewnętrzną powłoką świetnie amortyzuje i nie potrzeba poduszki, koniecznej pod mrocznymi migdałami ze sklejki. Dwuczęściowy imacz z twardej podeszwówki okazał się świetnym rozwiązaniem.


Klamry wykułem z gwoździ jeszcze do poprzedniej tarczy. Jedynym problemem jest tutaj wytrzymałość szwów. Wiadomo, że sznur najmocniej będzie pracował w miejscach mocowania uchwytów i może się szybko przetrzeć zarówno na krawędziach desek, jak i o twardą skórę. Biorąc to pod uwagę dodałem w tym strategicznym miejscu jeszcze cieniutki rzemyczek. Na przyszłość muszę poszukać sobie porządnego rzemienia mniej więcej 2mm i przyszyć nim pętlice tak jak sznurem. To samo czeka zapewne konstrukcję, kiedy się w końcu sznur zetrze.

A jeśli już o obcieraniu mowa - zajmijmy się malowaniem!


W to nie bawiłem się jeszcze nigdy, zacząłem więc rozpytywać o temperę jajową. Ponieważ przepadł mi gdzieś przepis przesłany przez Wiedźmę, najpomocniejszy okazał się wujaszek Gugle, dzięki któremu od mnogości receptur natychmiast rozbolał mnie czerep.

Z tego powodu wybrałem najmniej skomplikowaną: pigment+żółtko+woda. Tak zresztą poradziła mi też pani w sklepie. Inni radzili mi za to, bym zdrapał lico papierem ściernym lub, w wersji ultra, piaskiem. Z tych wszystkich porad wybrałem (niestety?) pierwszą, wychodząc z jedynie słusznego założenia, iż zawsze zdążę podrapać dopiero co zakonserwowane olejem lnianym lico.

Po wstępnym pomalowaniu rzecz wyglądała tak oto:


Z początku - a złego początki są miłe! - bardzo przyjemnie zaskoczyła mnie ekonomiczność tej metody. Całą tarczę pomalowałem na czerwono z użyciem jednego żółtka, odrobinki wody i półtorej herbacianej łyżeczki pigmentu żelazowego po 8,50 za słoik. Następnie, po odczekaniu aż przeschnie, wziąłem się za wymalowanie jakiegoś fajnego wzoru.

Fot. za Klausem Grebe, Die Brandenburg vor 1000 Jahren, Potsdam 1991, s. 62, Abb. 42.

Padło na znak garncarski z dna datowanego na XI-XII w. słowiańskiego naczynia znalezionego w Brandenburgu. Efekt przepiękny, czyż nie?


No to pora testować!

W tym roku z oczywistych względów mogłem pojechać tylko na jedną, jedyną imprezę w sezonie. Wybrałem zatem najlepszą. Bo pokażcie mi lepszą, niźli Wilczy Trop!

Wilczy Trop 2013, fot. Barbara Fatyga

Nie będę tu nawet próbował niczego opisywać ani udowadniać wyższości tej imprezy nad wszelakimi innymi, bo ona żadnego udowodniania po prostu nie potrzebuje. Kto ciekaw, niech sam sprawdzi jak tam jest, dopasuje się do regulaminu i jedzie w następnym roku! 

Wilczy Trop 2013, fot. Barbara Fatyga

My się zajmiemy tu tarczą i niczym na razie więcej.


Był pewien problem z farbą, którą ją pomalowałem. Na początku myślałem, że to przez upał i przejdzie, że werniks w tym trochę pomoże i trzeba poczekać aż wyschnie. Niestety - kleiła się i złaziła i klei się jeszcze i złazi. Wszystko to nawet wtedy, gdy tylko położyć na ziemi, więc wyobraźcie sobie podróż w naszym PKP z Dagrem i Chwalibogiem. A my mówimy tu przecie również o przedzieraniu się przez leśne chaszcze, przemarszach w wysokiej trawie i oczywiście - o walce. 


Już w pierwszy dzień imprezy malunek na mojej tarczy doznał pewnego uszczerbku. Nie ma co zresztą przedłużać, po wszystkim wygląda on tak:


Wychodzi więc na to, że przed następną wyprawą - albo i po następnej, aż ostatecznie się zeszmaci - faktycznie zedrę resztki farby papierem ściernym, od nowa rozmieszam farby i jeszcze raz pomaluję.

Tym razem dodam oleju lnianego i białka, coby się lepiej trzymało. A werniks też sam rozmieszam...

Poza tym wszystkim tarcza całkiem znośnie zniosła walkę, tak podczas manewrów, jak i na turnieju. Jedyną usterką było zerwanie rzemienia do zawieszania przez plecy, co dało się zresztą szybko prowizorycznie naprawić:


To oczywiście będę musiał przeszyć jeszcze raz, pomyślę zresztą nad grubszym rzemieniem, bo jak się okazuje styk pasa naramiennego i pętli na przedramię jest najsłabszym punktem w całej tej konstrukcji.

I to jest jedyna poważniejsza naprawa, jakiej Moja tarcza z dartych desek wymaga po Wilczym, zatem na szczęście jest to ostatnia już notka w całości Jej poświęcona. Można więc śmiało powiedzieć, że tarcza jest ukończona i się sprawdziła w praniu.

Pas zerwał mi się zresztą podczas jednego ze starć z ludźmi Lubomira, gdy jeden ziomek zaczepił brodą topora o rant mojej tarczy i sprawnie wyciągnął mnie z szyku. Rantowi nic się nie stało, a rzemień i sznur poszły...


Wilczy Trop 2013, Fot. Barbara Fatyga

Poza tym tarcza w normalnym użytkowaniu jest bardzo wygodna i daje dobrą ochronę, kiedy się prawidłowo stoi w pozycji do walki. Jej waga to tylko 4kg, czego w ogóle nie czuć gdy wisi przez plecy.

Czas zrobić krótkie podsumowanie całej tej roboty. Po pierwsze względem czasu:
  • darcie desek zajęło łącznie 2 dni pracy, gdyż niektóre deski wypaczyły się po wyschnięciu, a inne zajechałem podczas obróbki, więc trzeba było później jeszcze parę dodrzeć. Docelowo jeden dzień powinien zupełnie wystarczyć.
  • Ich obrobienie ok. 5 dni, wliczając w to wycięcie kształtu i nawiercenie. To jest najtrudniej policzyć, bo z braku narzędzi i czasu rozłożyło się na 1,5 roku (!!!),
  • zszywanie korpusu 2 dni, wliczając w to także pierwszą, nieudaną próbę,
  • obszywanie krawędzi 1 dzień,
  • dodanie pętlic i malowanie 1 kolejny, a właściwie pół.
Łącznie wychodzi więc ok. 11 pełnych dni roboty. Trzeba wziąć przy tym pod uwagę, że większość z tych wszystkich rzeczy robiłem po raz pierwszy, często źle i nie tymi narzędziami co należy. Do niektórych czynności, takich jak darcie desek i przypasowywanie górnego rantu tarczy coby równo nawiercić, dobrze jest mieć też do pomocy kogoś, kto przytrzyma gdzie trzeba i rzuci okiem z drugiej strony.

Z obecnym doświadczeniem zrobienie takiej tarczy zajęłoby mi może o połowę, a może 1/3 czasu mniej.

I wiem już teraz, że kiedyś na pewno zabiorę się za następną. Zupełnie zresztą inną. A już się nawet zabrałem. Lecz o tym na razie sza!...


Wilczy Trop 2013, fot. Katarzyna Miłka Rużyczka

---------------------------------------------------------------------------------------------------
P.S.
A wie ktoś, gdzie można dostać łyko?

3 komentarze:

  1. Odnośnie farby proponuje nałożyć cieńszą warstwę - powinno być mniej podatne na odpadanie i nie będzie odpadać "płatami". Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieńszą warstwę lepszej farby - tak na pewno zrobię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzisz, tak to jest, jak się Wiedźmy nie słucha. Na maila napiszę ci, gdzie błąd popełniłeś i może uda mi się coś na to zaradzić.

    Wiedźma

    OdpowiedzUsuń