wtorek, 6 października 2015

I Międzydrużynowy Dolnośląski Trening Bojowy

To było już miesiąc temu, ale dopiero dzisiaj mogłem o tym napisać. Pierwszy od wielu lat międzydrużynowy trening dolnośląski. 12 IX 2015 na polu w Chrząstawie Wielkiej stawiło się ok. 30 osób z drużyn: Dziady Borowe, Druzyna Wojów Serbo-Łużyckich Biełoboh, Mjollnir i Blotunga. Plus oczywiście my, Pancerne Knury. 

Fot. Agata Brzezińska. Klikaj na fotki i powiększaj je, bowiem fajne są!...

Mam nadzieję, że nie pominąłem nikogo. 

Fot. Agata Brzezińska

Trening był podzielony na kilka osobnych części. Po pierwsze nasza rozgrzewka i parę ćwiczeń taktycznych. 

Fot. Agata Brzezińska

Zaczęliśmy od prostej walki dwóch linii i treningu współpracy drzewcówek z tarczownikami...

Fot. Agata Brzezińska

...przy okazji mogliśmy wypróbować najnowszy sprzęt treningowy zakupiony z drużynowych składek: lekkie tarcze ZOMO, prosto z allegro. 


Potem zebrali się wszyscy i pod kierunkiem Odysa przećwiczyliśmy formacje

Fot. Adam Dymecki

Tu można było sobie przypomnieć stare dobre czasy Sojuszu Grodów Piastowskich, gdy jeszcze w Sierakowie manewry prowadził Elvis...
 
Sieraków 2006


Pewne zasady są jednak prawdziwie ponadczasowe. Po pierwsze trzeba zgrać grupę i znaleźć wspólny rytm. Komenda: tarcze bok, komenda: ściana. Zakładka. Tupiemy więc na tempo i usiłujemy razem i równo się kiwać. Prawie jak na koncercie, jak się trzepało kudłami...

Fot. Adam Dymecki


...Raz dwa, raz dwa, na słuch i wyczucie, a nie się gapić na boki. Robimy to w ścianie tarcz

Fot. Agata Brzezińska

Potem uczymy się chodzić, krokiem dostawnym i zwykłym, trzymając dobrą zakładkę. 

Fot. Adam Dymecki

Dżdżownica. Drzewcówki do tyłu, podpierają plecy. Tworzymy równą linię... 

Fot. Agata Brzezińska

...Odys wybiera Eryka, Eryk bierze rozpęd i wbija się w linię. Jestem jednym z najlżejszych, Eryk wręcz przeciwnie. Celuje oczywiście we mnie. Zapieram się o tarczę, przyciskam ją udem i barkiem, staram się ustać na miejscu. W momencie uderzenia odbijam się od tarczy, lecę w tył jak sprężyna. Coś jednak mnie powstrzymuje, nie padam, jestem już w linii z powrotem. Ręką trzymam za imacz, dzięki szerokiej zakładce po obydwu stronach tarcza została w szyku. Udało się, o to chodziło. Wszyscy dobrze stali. Większość z ćwiczących to starzy, doświadczeni wojowie. 

Fot. Agata Brzezińska

Po odświeżeniu podstaw przychodzi czas na trening formacji: ściana tarcz, klin i lejek, czyli oskrzydlenie. 

Fot. Adam Dymecki

Na razie ćwiczymy bez broni, zadaniem jest przerwanie linii, przepchanie przeciwników. Najlepiej jest ich otoczyć i klepnąć ręką po plecach. 

Fot. Adam Dymecki

Dobrze wychodzi wciąganie klina w zasadzkę, prawie tak samo odpowiedź na tę prostą sztuczkę. Jest też i tajna formacja o tajemniczej nazwie, jednak sekretu wytrysku zdradzać tu nie będę...

Fot. Adam Dymecki
 
Po szykach pora się pobić, sprawdzić to trochę w praktyce. Wyznaczamy dowódców, wybieramy drużyny. Normalne zasady, jak w bitwie, padasz po pierwszym trafieniu. Co kilka starć zmiana składów. Tu popularna jest włócznia, co komplikuje sprawę wszystkim tarczownikom. Od paru dobrych lat da się już zauważyć, że kiedy w linii jest więcej drzewców, to stary dobry typowy reko-tarczownik z mieczem służy przeważnie już tylko do ochrony włócznika przed wrogą drzewcówką. 

Fot. Agata Brzezińska

Jest to jakiś krok w stronę realiów historycznych, bo przecież na wczesnośredniowiecznym polu bitwy w naszej części świata trudno było spotkać piechurów z tarczą i mieczem. Cóż począć, miecz dzisiaj podobnie jak kiedyś spełnia szczególną funkcję. Można by rzec, społeczną.

Ze Żmijem nowiusieńkim, młodym. Wolin 2009.

Jest u nas, wśród odtwórców, pewną oznaką statusu i noszą go drużynnicy na znak doświadczenia. Znaczy, odrobionego stażu w roli niewolnego, a później prostego woja. Mało kto w Hirdzie tłucze jednoręcznym toporkiem. Sztaba wygodniejsza. Z nią wychodzimy do bitwy, a że koni nie mamy, to bijem na piechotę jako "tarczownicy". To w dużym cudzysłowie. Prawdziwy tarczownik nosił wszak tarczę i włócznię, jednak ze względów bezpieczeństwa takie połączenie nie jest dziś najszczęśliwsze. Coś tylko dla orłów. Zdecydowanie łatwiej zapanować nad drzewcem obiema rękami, co jest bezpieczniejsze. To właśnie pewna konwencja, tego nie przeskoczymy. No, chyba że byśmy się chcieli naprawdę pozabijać...

Fot. Agata Brzezińska

Na koniec podsumowanie, a w raczej mała dygresja. W całym tym naszym odtwórstwie walka jest tylko zabawą, sportem i rzeczą najdalszą od tego, co zwykle bardzo na wyrost zwiemy rekonstrukcją. Rekonstrukcję (a raczej replikę) to można sobie zrobić butów, dawnymi technikami. Odtworzyć sprzęt na podstawie źródeł archeologicznych i ikonografii, zrobić inscenizację, odegrać zachowania albo rytuały znane z pisemnych relacji. W walkę możemy się bawić.

Fot. Agata Brzezińska

Są oczywiście tacy, którzy rekonstruują jej dawne techniki. Wymaga to regularnego treningu w specjalistycznym sprzęcie i nie da się nigdy w pełni (więcej niż raz!) zastosować podczas naszych bitewek. Siłą rzeczy rekonstrukcja średniowiecznych technik walki ogranicza się więc do wąskich i elitarnych grupek odtwarzających techniki DESW, co zresztą dla wczesnego jest czystym eksperymentem. To wszystko dobrze wygląda na pokazach w sali gimnastycznej albo na jutubie, ale nie jest na pewno propozycją na standardową imprezę w odtwórczych klimatach. 

Fot. Agata Brzezińska

A trening? Dawno jak wiecie się skończył. To pierwszy. Kiedy następny? Czekamy...
 
Fot. Adam Dymecki


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz