Jak widać, rekonstrukcja prezentuje się z daleka bardzo okazale! Bliżej będzie już gorzej i, szczerze powiedziawszy, po wizycie w tym grodzie mam mieszane uczucia. Po pierwsze jest to budynek zrobiony głównie z betonu, a warstwa dębiny i glina jest tylko dekoracją. W zasadzie, to biorąc pod uwagę choćby losy gródka stojącego swego czasu na wrocławskich Partynicach, ten pomysł jest całkiem niegłupi. Zajrzyjcie jednak do środka!
Nie wiem jak Wam, ale mi ten widok zupełnie popsuł humor. I w połączeniu z absurdalnie wysokimi cenami biletów powoduje, że Raddusch to jedna z tych rzeczy, które warto zobaczyć w swym życiu akurat nie więcej niż raz. O ile na zewnątrz gród daje przepiękne złudzenie wzmocnionej hakami konstrukcji rusztowej wału, a fosa i otoczenie tylko dodają całości odpowiedniego klimatu...
...o tyle ta idiotyczna betonowa knajpa, metalowe schody i ocynkowane barierki dominujące w środku - te wszystkie wrażenia rujnują. Nie wiem czy kasy zabrakło, czy chcieli być nowocześni? Wiem tylko, że coś im nie wyszło. No ale przestańmy narzekać, bo w środku jest przecież muzeum...
Zaczyna się bardzo ciekawie, a w miarę przechodzenia coraz dalej nasze oczekiwania rosną tym bardziej, im szybciej zdajemy sobie sprawę, że nasze muzeum zajmuje połowę obwodu całości. Szczególną jego zaletą są liczne prezentacje multimedialne, pokazujące nam w bardzo ciekawy sposób a to poszczególne fazy budowy grodu, to znów zastosowanie rozmaitych narzędzi, ozdób i kilku drobnych przedmiotów codziennego użytku.
Z nich najciekawsze jest chyba miniaturowe wiaderko skandynawskiego pochodzenia, znalezione wraz z pozłacaną misą na dnie grodowej studni. Oprócz niej odkryto tam i dwie dziwaczne, rozszerzające się ku zaostrzonym końcom tyki, interpretowane jako pila muralia, rodzaj używanych jeszcze przez Rzymian palików, służących do wznoszenia umocnień polowych. Z uzbrojenia i wyposażenia wojowników mamy tam też parę innych rzeczy:
Wszystkie one pochodzą z rozmaitych grodów położonych na Łużycach, przy czym wystawa niestety jest źle opisana, a kawałeczek umba niepodpisany w ogóle. Obok spoczywa i fragment kolczugi - z XIII w...
No i powtórka z rozrywki: im dalej idziemy, tym gorzej!
Zależy tu oczywiście, kto czym się interesuje. Bo jeśli Słowianami, to sama wystawa o nich zajmuje jakąś 1/6 całego muzeum. Jest przecież epoka kamienia i brązu, będzie też okres wpływów rzymskich plus Germanie. Jest późne średniowiecze i czasy nowożytne, są nawet jakieś geologiczne mapki Łużyc i rozwój osadnictwa do końca XIX w. Na końcu zaś mieści się sklepik. A więc na różnorodność wrażeń narzekać nie mamy powodu. Po prostu dla każdego coś miłego, od naczyń z epoki brązu po bombki choinkowe w kształcie zielonych ogórków. Prześlicznie!
Lecz ja tam już chyba nie wrócę. Już byłem i to mi wystarczy...
O grodzie w Raddusch można więc śmiało powiedzieć, że choć zrobiony z betonu, jest zwykłą jednorazówką. Zobaczcie, jak te pozory mylą!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz