poniedziałek, 30 czerwca 2014

T jak trawa!... Czyli tarcza z Łączyna, cz. II.

Pomiędzy obroną a jej opijaniem, czy raczej niejako już w trakcie, odwiedziłem Beinira w Lubawce by dalej pracować nad tarczą. Tym razem głównym celem było sporządzenie plecionki z łyka i trawy, okalającej ranty. Pisałem ostatnio trochę o problemach ze zdobyciem łyka. Nie będę się nad tym rozwlekał, bo i nie ma nad czym. Dość wspomnieć, że sezon na jego zbieranie przypada w miesiącu maju. Wtedy to wyprawiliśmy się na okoliczne pola szukając surowca...

Kliknij i powiększ, jeśli już musisz...

Zbiera się go w postaci kory, która z powodu dużego nagromadzenia soków akurat w tym miesiącu jest łatwa do oddzielenia, wraz z znajdującą się pod nim warstwą. Warstwą łyka właśnie. Następnym krokiem jest jego oddzielenie, co dobrze wychodzi na mokro. Gdyby zostawić na nim korę, łykowe paski łamałyby się wraz z nią, nie pozwalając się wiązać. To jednak jeszcze za mało. I to zdecydowanie, bo nasze skromne zbiory nie wystarczyłyby na nacięcie potrzebnej ilości pasków. A trzeba się było ratować, bo czas już się kończył!

Jak wyżej :)

Tak oto zrodziła się idea sprowadzenia surowców z Północy: prosto od Świtowoja z Trzaskawicy. Szczelnie opakowane. Co prawda w międzyczasie wszystko pokryła pleśń, a w przechowywanej na dnie miski z wodą zebranej przez nas korze zalęgło się robactwo, ale...

Praca niewolnicza...

...z tym można sobie poradzić sposobem znanym m.in. z afery mięsnej w Starachowicach oraz dobrej praktyki w konserwacji historycznego obuwia: warstwę pleśni starannie smarujemy olejem. Do czego zamocujemy łyko

Też jest do powiększenia.

To proste: do otworów przebitych przez sklejkę. Jako, że przebijamy je dłutem...


...listewki przy brzegach nieuchronnie rozkleją się, miejscami pękając wzdłuż włókien. Dlatego od razu przygotowałem klej kostny dla połatania ubytków.


Po wszystkim przystępujemy do plecenia dość luźnej liny w formie warkocza z trawy. Luźnej, bo sądząc po znalezisku nic nie wskazuje, by było to zaplecione w gęste i grube warkocze jakich użyłem dla wzmocnienia krawędzi mojej poprzedniej tarczy. Musimy pamiętać, że wszystko zostało sprasowane kilkoma metrami ziemi i splot pojedynczych włókien nie jest już widoczny. Dlatego należy założyć, że była to raczej właśnie luźno spleciona lina, względnie takież pasy. To przypuszczenie potwierdza również układ plecionki łykowej, który z kolei jest bardzo dobrze czytelny w dokumentacji zabytku. Udało mi się go oddać...

Jak klikniesz na ten obrazek, więcej będzie widać...

...metodą prób i błędów. Powyżej akurat jest błąd, bo paski wycięte na początku okazały się za krótkie by w miarę spiralnego owijania tarczy trawą po obwodzie móc wokół naszej liny zacisnąć następny węzeł. Nie usunąłem ich jednak, im więcej łyka tym lepiej. Otwory nie bez przyczyny miały swoją szerokość. Myślę, że pokazany detal dobrze oddaje ideę tego, co trzeba tu zrobić:

Powiększ, bo niewyraźne.

Ale dlaczego w ogóle robili plecionkę z trawy? Że chciało się im nad tym siedzieć! I dali to jeszcze do sklejki?! Zwyczajna tarcza z desek była zbyt mainstreemowa?

Ten sposób konstrukcji tarczy nie jest bynajmniej wymysłem słowiańskiego hipstera, a jego walory użytkowe może wyjaśnić relacja Saxa Gramatyka o bitwie morskiej z Ranami:

Przy trzecim natarciu Słowianie pragnąc przerazić przeciwników uzbrojeniem poczęli polewać wodą szczyty skurczone od słońca i położywszy na kolanach doprowadzali do gotowości bojowej, jakoby już niewątpliwie sposobiąc się do walki.
(Saxo, lib. XIV, c. 23, § 24-25, 27, tłum. Kazimierza Ślaskiego, w: Słowianie Zachodni na Bałtyku w VII-XIII wieku, Gdańsk 1969, s. 99-101)

Właściwe zrozumienie tego fragmentu stało się możliwe dopiero dzięki odnalezieniu szczątków tarczy z Łączyna. Jako, że obszyta skórą miękka plecionka musiała ulegać różnym odkształceniom ze względu na kurczącą się pod wpływem temperatury zewnętrzną (a nałożoną zapewne z obu stron, jak w przypadku znaleziska z Triskom!) powłokę, jasne staje się doprowadzanie rozłożonych na kolanach tarcz do gotowości bojowej przez polewanie wodą. Dzięki temu rant tarczy nabierał elastyczności a plecionka mogła amortyzować ciosy zapobiegając uszkodzeniom korpusu. Namoknięte drewno trudniej też rozbić w drzazgi. Przy okazji można było wygodnie naprostować odkształcone brzegi...


Na koniec malujemy tarczę w barwy drużynowe. Nie może zabraknąć również przepięknej połabskiej swastyki, znanej ze znaku garncarskiego odnalezionemu na datowanym na XI-XII w. naczyniu słowiańskim z Brenny. W przeciwieństwie do poprzedniego razu dziś żadnych zabaw jajkami: czerwień i czerń żelazową rozrobiłem po prostu w oleju lnianym z Biedronki. 

A teraz hej do szopy i tarcza do wyschnięcia. Ścinana na bieżąco trawa niestety nie zdążyła się wysuszyć. Czekamy więc, aż się skurczy a ja będę mógł znów zawitać do Lubawki by nadać jej kształt ostateczny. I tak, dobrze myślicie: malunek będzie pod skórą. To właśnie jest eksperyment. I zobaczymy, jak wyjdzie...


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

p.s.
Przy okazji omawiania tematu tarcz zbrodnią byłoby nie polecić doskonałego wpisu (a właściwie katalogu źródeł ikonograficznych stworzonego przez Czcibora i Chruściela) z blogu lucivo.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz